Kategorie
Rozkminy

To-do lista miłości

Heeeeej Kochana Czytelniczko, Kochany Czytelniku!!! 😊 😊 😊

Jak się masz, jak się czujesz? 😊

Nie wiem czy masz podobnie, ale jak dla mnie listopad i styczeń to są strasznie trudne miesiące 😅 no, może jeśli masz wtedy urodziny, to któryś z tych miesięcy może być całkiem miły 😅 ale ja zawsze nie mogę się doczekać aż nadejdzie następny (no bo w lutym jest np. Tłusty Czwartek 😅).

Wiesz co… co to w ogóle za post?!?!?! (Ten mój, który czytasz 😅) I co to w ogóle za pomysł?!?!?!

Co to jest ta to-do lista miłości, którą Ci tu prezentuję??

Ano… taki szablon powstał z mojej osobistej historii/sytuacji i potrzeby serca.

Wiesz, nie wiem czy Ty też tak miewasz, ale czasem są takie dni, a może nawet okresy w życiu – przynajmniej ja tak mam – kiedy niby wiesz, o co w życiu chodzi…ale nie wiesz, o co chodzi 😅

Niby wiesz co jest ważne, jakie są wartości, priorytety…ale kurrrde blaszka praktyka, Twoje decyzje, pokazują coś innego.

Ja miewałam takie momenty, że tak się zapętliłam w swoich pomysłach, w swoich problemach, nawet swoich obowiązkach… że, powiem Ci szczerze, nie wiem jak rodzina ze mną wytrzymywała. Potrafiłam widzieć tylko swój czubek nosa.

I, wiesz, zdecydowałam, że chcę takich sytuacji unikać, chcę nad taką tendencją do widzenia tylko czubka swojego nochala pracować i to jest – tak sobie myślę – część mojego nawrócenia.

Bo nie wiem co Tobie przychodzi na myśl jak słyszysz słowo „nawrócenie”. To nie chodzi tylko o to, że oficjalnie zostaję osobą wierzącą, przyjmuję Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela. Nawrócenie to też odwrócenie się od swoich grzechów. Walka z nimi. (por. np. Ez 18,30)

Oczywiście, nawrócenie przede wszystkim jest łaską od Boga, ale… łaska buduje na naturze 😉.

Tak więc kontynuując mój #projektnawrócenie 😅 mój życiowy projekt 😅 bierę (że tak powiem) na tapetę jeden konkretny grzech, który mam na myśli i chcę – dzięki Duchowi Świętemu i przy pomocy tego szablonu – skierować moją uwagę na ludzi wokół mnie.

Chcę zrobić taki eksperyment – zacząć planować dni według tego, co chcę zrobić dla Boga i dla bliźniego – nie zapominając przy tym o sobie.

Oczywiście, mówiąc „co chcę zrobić dla Boga” – mam na myśli rzeczy, które pomogą MI (a nie Jemu 😅) w budowaniu relacji z Nim.

I TERAZ, CO WAŻNE.

Może akurat TY, Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku, jesteś w zgoła odwrotnej sytuacji: myślisz o potrzebach wszystkich innych ludzi wokół, a zapominasz o sobie.

To źle.

W takim sensie, że jeśli nie będziesz o siebie dbał(a), o swój odpoczynek, o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne, o rozwój swoich talentów, TO NIKOMU SIĘ NIE PRZYDASZ. Pociągniesz tak jakiś czas, ale na dłuższą metę, nie dbając o siebie, zaniedbasz swoją rodzinę i bliskich, bo będziesz niezadowolona/zmęczony/wypruta/nieszczęśliwy/chora/czuł się jakby walec po Tobie przejechał/(wybierz sam).

ZATEM! Jeśli Ty sam(a) zauważasz, albo ktoś życzliwie Ci mówi, że powinieneś/powinnaś więcej o siebie dbać, to potraktuj ten szablon jako ćwiczenie planowania zdrowej, Bożej miłości własnej.

Rozumiemy się? 😉

Już słyszę Wasze „ale jak używać tej to-do listy?” 😅 Kończę ten background i tłumaczę co i jak.

  • Szablon to-do listy można wydrukować lub odrysować w bullet journalu lub innym notatniku, żeby np. poćwiczyć sobie lettering.
  • Można go też wcale nie drukować, ale potraktować jako inspirację.
  • Ponieważ jest to szablon dzienny, jeśli wybieracie opcję wydruku, użyjcie kartek już zadrukowanych z jednej strony (żeby aż tyle papieru nie zużyć).
  • Ile tego drukować? Na początek spróbuj dosłownie kilka egzemplarzy i przetestuj czy w ogóle czujesz bluesa 😉
  • To-do lista jest przemyślana w taki sposób, żeby wpisywać osoby lub grupy osób, o które chcemy się danego dnia zatroszczyć/coś dla nich zrobić.
  • Pierwszym punktem jest „Co dzisiaj zrobię dla Boga”.

Moim skromnym zdaniem, wpisz tu: 1) modlitwa osobista i 2) fragment Pisma Świętego – i to jest świetny start, jeśli jeszcze tego nie robisz. Wersja rozszerzona może objąć cokolwiek co pomaga Ci w budowaniu relacji z Bogiem (adoracja, może lektura duchowa? Może post? Może dodatkowa modlitwa, np. litania?).

  • W kolejnych sekcjach wpisujemy osoby, dla których chcemy coś tego dnia zrobić – i nie trzeba wykorzystywać wszystkich pól. Liczę na Twój zdrowy rozsądek jeśli chodzi o ilość tych rzeczy – będą dni, kiedy możesz wypisać 5 pomysłów na to jak zadbać o swoją mamę i to będzie doable (w sensie: do zrobienia), a będą dni, kiedy będzie to jedna rzecz i to też jest OK.
  • Pamiętaj też o tym, żeby zadbać o siebie. Z pustego i Salomon nie naleje. Jeśli spędzisz cały dzień na praktykowaniu miłości bliźniego możesz być po prostu wyczerpana/wyczerpany (szczególnie, kiedy bliźnimi są np. 2 małe huragany w domu 😅). Zaplanuj świadomie czas z książką w fotelu, dłuższy spacer z psem, jakąś aktywność fizyczną albo kąpiel z bąbelkami.

Ta to-do lista nie czyni cudów. Zrobiłam ją po to, żeby pomóc sobie przeorganizować moje myślenie i mój dzień tak, żebym mogła lepiej praktykować miłość bliźniego. Jeśli widzisz, że możesz wykorzystać ją do swojej sytuacji, zapraszam do pobrania 😉

Aha, no i wiesz „Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a pracuj tak, jakby wszystko zależało od ciebie” – więc wiadomo kogo trzeba zaprosić do współpracy 😉

Link do pobrania szablonów to-do listy miłości znajduje się o tu.

(różne wersje dostępne)

Ściskam Cię serdecznie i powodzenia w praktykowaniu miłości Boga i bliźniego! 😊

Kategorie
Recenzje

„Teologia dla początkujących” – czy wiesz w co wierzysz?

Drodzy Moi!!!!!!

Witajcie w Nowym Roku! 🥳🥳🥳

Jak się macie? Cali i zdrowi?

Normalnie, nie wiem jak Wy, ale ja się autentycznie czuję jak niedźwiedź wybudzający się ze snu zimowego 😜 🐻 Oj, ciężko wrócić do regularnego rytmu i porannego wstawania…ale to pewnie większości z nas 😉

Wiecie co! Ruszamy w ten na pewno wspaniały Nowy Rok z recenzją!

Powiem Wam tak: nie wiem co było/jest dla mnie cięższe: przestawienie się na znowu poranne wstawanie czy przeczytanie tej książki do końca 😂 ale, ale! Przeczytałam i są owoce!

Zacznijmy od początku.

Jak tylko zobaczyłam reklamę „Teologii dla początkujących” Franka J. Sheeda na profilu wydawnictwa W Drodze wiedziałam, że bardzobardzobardzo chcę tę książkę przeczytać.

Myślałam sobie „Ojacie! Teologia dla początkujących!” to coś w sam raz dla mnie!

Bo, mimo mojego „wykształcenia” oazowego i duszpastersko-studenckiego, uznaję z pokorą, że jakimś ogromniastym specem od teologii nie jestem – no halo – i że ja chętnie, bardzo chętnie się dokształcę.

Otwieram i czytam początek, no i myślę sobie: rewelacja! o.Janusz Pyda OP w swoim wstępie tak fantastycznie pisał o poznaniu Pana Boga rozumem. ROZUMEM! 🧐 Czaicie? Wooow, no, to przecież coś pięknego, też tak chcę! Ja też chcę poznać lepiej Pana Boga rozumem.

No to lecę rozentuzjazmowana dalej… i już w drugim rozdziale zrozumiałam.

Zrozumiałam, że to totalnie nie moja liga. NIE. MOJA. LIGA.

Ugh! Już Wam mówię co i jak.

Książka Franka J. SheedaTeologia dla początkujących” przedstawia podstawowe dogmaty wiary katolickiej. Tłumaczy je w taki sposób, żeby osoby wierzące rozumiały w co wierzą, a niewierzące rozumiały co odrzucają. Bardzo podoba mi się ten cel i w ogóle ta postawa/idea/umiejętność, skądinąd mogłoby się wydawać OCZYWISTA, żeby umieć wytłumaczyć dogmaty, w które wierzę.

Sheed przeprowadza nas przez pojęcia i rzeczywistości związane z naszą wiarą i odpowiada na pytania: czym jest duch? Czym jest dusza? Kim jest Trójca Święta?

(W moim odczuciu nie-sa-mo-wi-cie mocny akcent kładzie Sheed właśnie na dogmat o Trójcy Świętej. To jego konik).

Inne pytania, na które znajdziemy w książce odpowiedzi to: po co Bóg stworzył świat? Dlaczego potrzebne było odkupienie? Co to jest łaska uświęcająca? Jak zmieni się nasza relacja z Bogiem w niebie? Czym są sakramenty?

Patrząc na to wszystko z lotu ptaka, to są podstawy, ABSOLUTNE podstawy, które trzeba opanować, żeby po prostu być bardziej świadomym katolikiem. Bo zgadzam się z autorem, że nie możemy prawdziwie kochać kogoś kogo słabo znamy. Prawda?

No i dobra, no to próbuję poznać i zrozumieć.

I są momenty kiedy naprawdę wątpię w siebie.

Bo mimo że książka Sheeda ma rewelacyjny cel i świetną strukturę: wychodzimy od ducha, żeby lepiej zrozumieć kim jest Bóg, potem przechodzimy przez Trójcę Świętą. Dalej mamy człowieka – czyli świat materii, można by rzec. Potem grzech, odkupienie, Kościół, sakramenty, rzeczy przyszłe. Czyli struktura jak ta lala, wszystko ma ręce i nogi, jest logiczne i naprawdę drobiazgowo wytłumaczone… to poległam na języku.

Ugh! Niektóre zdania czytałam po trzy razy i NIE BYŁAM przekonana, żeby iść dalej 😅 Dużo podkreślałam, dawałam wykrzykniki przy ważnych fragmentach, a potem trafiały się takie gagatki, że musiałam dać odpocząć mojemu przegrzanemu mózgowi 😅 Podam przykład:

„Bóg jednak jest duchem, a duch nie zajmuje miejsca w przestrzeni. Tylko ciało potrzebuje przestrzeni. A jednak mówimy, że Bóg jest wszędzie. Jak może być wszędzie, jeśli w ogóle nie znajduje się w przestrzeni? Przyjrzyjmy się temu uważniej. Wszędzie to znaczy tam, gdzie jest wszystko. Zdanie, że Bóg jest wszędzie, znaczy, że Bóg jest we wszystkim. Byt duchowy jednak nie znajduje się w bycie materialnym tak jak woda w szklance. Musimy więc poszukać innego znaczenia słowa „w”.”

Innego znaczenia słowa „w”? Serio??? 🤯🤯🤯

Albo:

„I znowu wewnątrz natury boskiej Duch Święty jest Miłością., wyrazem miłości Ojca i Syna. Uświęcenie i łaska są darami, a dary są dziełem miłości: są przypisane Duchowi Świętemu. Łaska jest stworzonym darem miłości; Duch Święty jest niestworzonym darem miłości”.

Again, moja reakcja jest taka: 🤯🤯🤯

O mamo, czemu nie mogę tego skumać?

Co więcej, przyznaję się bez bicia, że jak kończyłam jakiś rozdział, to nieraz miałam taką myśl, że przeczytałam cały, zrozumiałam połowę, ale jeśli miałabym Ci coś, dobry człowieku, wytłumaczyć, to no chance. Nie umiem.

Zastanawiałam się nie raz, nie dwa, nie trzy, co jest z moim mózgiem nie tak.

A Z DRUGIEJ STRONY…tak sobie kminię.

Taka św. Bernadetta…założę się, że nie potrafiłaby wytłumaczyć dogmatu o Trójcy Świętej – tak jak Sheed by sobie tego życzył.

Inni święci. Św. Faustyna? Nie wiem, strzelam: Św. Dominik Savio? Święci Zelia i Ludwik Martin? Św. Kazimierz?

Jeśli moje przypuszczenia są słuszne i nie wszyscy święci potrafili wyłożyć dogmaty wiary, ale żyli według Ewangelii i kochali Boga z całych sił…to może nie jest to absolutnie koniecznie, żebym JA musiała?

A z TRZECIEJ strony…tak sobie myślę (po konsultacjach z mężem, który też czytał Sheeda, i który potwierdza tę trzecią stronę 😉), że pewnie nie wszyscy święci mieli dostęp do takiej teologii. A skoro JA mam…to nieskorzystanie ze źródeł byłoby świadomym wybraniem ignorancji. Bez sensu. Bez sensu, nie chcę tak.

Tak więc Frank J. Sheed ma rację i słuszność, że żeby kochać trzeba poznać. I widzę, że w moim przypadku potrzebna jest nie „Teologia dla początkujących”, ale jakaś „Teologia dla dummies”.

(Btw, słyszał ktoś, coś?)

Drodzy Czytelnicy, którym zależy na tym, żeby poznać Pana Boga rozumem i umieć wytłumaczyć sobie i innym w co wierzymy. Być może należycie do przepastnego grona odbiorców, którzy tę książkę łykną. Chapeau bas dla Was! Warto po nią sięgnąć, bo pięknie wykłada i tłumaczy naszą wiarę. Jeśli natomiast przeczuwacie, że może stanowić ona dla Was twardy orzech do zgryzienia albo obowiązkowe zajęcia z filozofii na studiach były dla Was zmorą 🙊, to podzielę się z Wami kilkoma myślami:

  1. Nie czytajcie tej książki do poduszki. Jest wysoce prawdopodobne, że zaśniecie po pierwszym przeczytanym zdaniu.
  2. Nie czytajcie tej książki w fotelu-killerze, po całym dniu pracy, umęczeni po kładzeniu dzieci spać. Jest wysoce prawdopodobne, że zaśniecie po pierwszym przeczytanym zdaniu.
  3. Mnie się  dobrze czytało tę książkę…w tramwaju. Jasno, „nieśpiąco”, przede mną ekscytujący dzień w pracy…to był dobry moment dla mnie na taką lekturę.
  4. Dobrze mnie się też czytało ją…na głos. Serio, rozumiałam o wiele więcej.
  5. Lepiej mi się czytało od ósmego rozdziału, który jest o naturze człowieka – tak więc jak już ktoś z Was przebrnie przez Trójcę Świętą, to z mojej bardzo subiektywnej perspektywy, potem będzie ciut lepiej. A jak dojdziecie do Kościoła, to będzie jeszcze lżej. Tak więc uzbrójcie się w optymizm i cierpliwość 😊!

Jaki jest owoc mojego czytania „Teologii dla początkujących” Franka J. Sheeda?

Czuję, że autor zaszczepił we mnie taką chęć i determinację, żeby zrozumieć lepiej dogmaty mojej wiary. Bardzo, bardzo chciałabym je umieć wytłumaczyć. Nie zasłaniać się zdaniem „to jest tajemnica wiary i zrozumiem to po śmierci”. To jest prawda, ale już tutaj na ziemi mogę (powinnam!) wiedzieć więcej. Cieszę się, że tę książkę mam, bo na pewno do niej wrócę. A na ten moment – w sumie, na ten ROK – mam cel poszukać i przeczytać coś, co będzie napisane dla …dummies 🙃

A może czytaliście coś o podobnej tematyce? Podzielcie się tytułami w komentarzach! 😉

Kategorie
Rozkminy

24 cytaty dla potrzebujących pocieszenia

Dzień dobry, miły Czytelniku i miła Czytelniczko!

Wiesz co, dzisiaj przejdę (dla odmiany!!!) prosto do rzeczy, mam nadzieję, że mi wybaczysz 😉.

Wyzwań adwentowych jest w okół sporo do wyboru, mamy Zdrapkę adwentową, Adwentownik, pewnie część z nas już ma postanowienia adwentowe (a druga część być może właśnie myśli, że w sumie wypadałoby jakieś wymyślić 😉) i powiem Wam, że mam takie poczucie (plus zeszłoroczne doświadczenie 😂), że w adwent można się zmęczyć 😂.

A jak do tego dołożymy jeszcze samo przygotowanie do Świąt Bożego Narodzenia…jest duże ryzyko, że padniemy z wycieńczenia nosem w karpia.

Wszystko oczywiście w atmosferze radosnego oczekiwania.

Ale, tak sobie myślę, nie dla wszystkich ten przedświąteczny czas jest taki radosny.

Być może nie każdego stać na wymarzone Święta.

Być może ktoś doświadcza choroby, samotności, niezrozumienia.

Być może grudzień przypomina komuś o jakiejś mega bolesnej stracie.

Być może ktoś tęskni.

Albo jest w nim jakiś ogromny niepokój.

Może boi się o pracę?

A może perspektywa kolejnych Świąt…dla niektórych wiąże się z takim…kłującym sercem i szklanymi oczami na widok bodziaków z elfami i małych reniferowych skarpetek, których kolejny rok nie kupią.

💔

Dla wszystkich tych, którzy potrzebują pocieszenia w tym adwencie, nawet jeśli żadna wielka tragedia się nie dzieje i mają po prostu doła. Dla pogubionych. I dla tych, którzy czują, że przydałoby im się jakieś potwierdzenie, że Pan Bóg jest i jest blisko i nie na żarty, i jest z nami i w tym niepokoju i w tej samotności – przenika nas i zna nas, i nie odstępuje od nas ani na krok…

Jeśli czujesz, że jesteś w którejś grupie, zapraszam Cię do zapewnienia sobie w tym adwencie takich małych kół ratunkowych – fragmentów z Pisma Świętego, które dają pocieszenie.

Wydrukuj je sobie, potnij i włóż do kalendarza adwentowego, albo do słoika lub koszyka i codziennie losuj jeden. Możesz włączyć go w medytację Pisma Świętego, a możesz włożyć go do kieszeni i przeczytać w drodze do pracy.

Niech ten fragment będzie dla Ciebie zapewnieniem, że w jakiejkolwiek sytuacji byś nie był/nie była, Bóg jest obok Ciebie, nie opuścił Cię i nie porzucił.

I On sam niech będzie dla Ciebie pocieszeniem.

24 cytaty dla potrzebujących pocieszenia pobierzesz klikając tu.

Ściskam i tulę Cię serdecznie,

B.

Kategorie
Rozkminy

Jak przeżyć adwent?

Cześć kochany Czytelniku, kochana Czytelniczko!

Ależ…!!! Dawno się nie „czytaliśmy” 😊… Co o Ciebie słychać?

Mam szczerą nadzieję, że trzymasz się dzielnie i zdrowo, a jeśli z tym drugim krucho, to chociaż niech to idzie ku dobremu! 🧡

Słuchaj, nie wiem czy wiesz…ale za niedługo adwent! Zaczynamy go dokładnie niedzielą 29 listopada.

No i padło takie pytanie na fb. „Jak przeżyć adwent po Bożemu?”

I pozwolę sobie powiedzieć, iż zasugerowano, żebym znalazła odpowiedź na to pytanie 😅

I wiesz co… i zaczęłam intensywnie myśleć nad tym.

Ale nie na żarty. Całkiem poważnie i autentycznie, i bez heheszków: jak przeżyć ten adwent?

Mogłam usiąść i spisać listę pomysłów na to jak ten czas spędzić, jak go sobie i innym umilić, oprawić to w grafikę z Canvy…i nie mówię, że tego nie zrobię, ale…stwierdziłam, ze zacznę od czegoś innego. Że odpowiedź nie leży w wesołej liście zadań, którą ohasztaguję #katoadwent #bestadwentever czy jakkolwiek inaczej.

I uwaga, teraz oczekuję od Ciebie, drogi Czytelniku, droga Czytelniczko, skupienia. Będzie na poważnie.

Bo – jasne – można mieć listę zadań na adwent w formie kalendarza adwentowego czy innego wyzwania i robić coś dla charity, dla sąsiadów, z okazji tego specjalnego czasu w roku.

I to jest OK i trzeba to robić!

Myślę, że fakt, że adwent i BN są zimą, to dodatkowo nas skłania do myślenia o innych. Bo jest zimno (duh!), a może nie każdy ma w domu ciepło, może okna ma nieszczelne, może na węgiel nie starcza, może ten rodzinny czas spędza w samotności.

Pamiętam jak chyba zeszłoroczna reklama już nie pamiętam jakiej fundacji o tym, że wiele starszych osób wigilię spędza samotnie, przy pojedynczej porcji karpia, barszczu i ryby po grecku, sprawiała, że płakałam, WYŁAM jak bóbr.

Zatem, to JEST ważne, żeby w adwencie pomagać innym w ten czy inny sposób. Nawet jeśli to jest akcja jednorazowa, typowo sezonowa, jak Szlachetna Paczka, jak zakupy do banku żywności, to w moim odczuciu nie należy z tego rezygnować, tłumacząc sobie „he! Ja to powinnam robić tak przez cały rok, nie tylko przed świętami [i tu następują odgłosy samobiczowania]”. Tak, true story, powinieneś/powinnaś to robić cały rok, ale dobrze jest robić to CHOCIAŻ sezonowo.

Natomiast przedwczoraj, myjąc głowę (wiecie, w czasie mycia głowy nad wanną krew lepiej dopływa do mózgu i lepiej się myśli 😉) myślałam sobie o odpowiedzi na pytanie: Jak przeżyć adwent po Bożemu? No, jak???

To, że będę chodzić na roraty do dominikanów, że zrobię piękny wieniec adwentowy, że zaplanuję upieczenie ciasteczek, że wykonam X zadań ze zdrapki adwentowej…czy to gwarantuje dobre przeżycie adwentu?

WCALE!

Czy należy z tego rezygnować, zatem?

NIE!

No to co JESZCZE trzeba zrobić?

I przyszła mi do głowy odpowiedź – w formie pytania.

A co przyjście Jezusa na świat oznacza DLA MNIE?

Bóg posłał swojego Jedynego Syna, po to, żeby się u-ro-dził jako Bóg-człowiek, żeby żył jak zwykły, żydowski chłopak, potem żeby nauczał, jeszcze później, żeby umarł i zmartwychwstał – dla naszego zbawienia. Czy ja, kurka wodna, wiem co to właściwie dla mnie, katolika, znaczy?

Co roku wysyłamy sobie wysublimowane życzenia świąteczne „i aby Jezus prawdziwie narodził się w Waszych sercach”.

Ugh! 🤦‍♀️

Co my w zasadzie świętujemy 25 grudnia?

Tak sobie myślę, że skoro Z MIŁOŚCI do nas Jezus się urodził. Jako. Człowiek.

To…może bym Mu tak na tę miłość odpowiedziała?

Nie (tylko) chodząc na roraty…ale…

…chcąc Go poznać i nawiązać z Nim bliższą znajomość?

…dbając o drugiego człowieka?

…pracując nad zmniejszeniem lub nawet zlikwidowaniem jakiejś swojej słabości?

Jak przygotować się do Świąt?

Podejmując walkę, żeby stać się lepszym człowiekiem.

Bo to jest, kurka wodna, WALKA!

Tak, zaczęłam spisywać listę aktywności na adwent, coś co można by robić, żeby przeżyć ten czas lepiej, ciekawiej, rodzinniej…a potem sobie pomyślałam…

Że my możemy wypełniać ten czas różnymi aktywnościami, że możemy mieć różne „wypełniacze”, być jak pluszaki, albo być zarobionym po pachy przeżywając ten adwent…

A tak naprawdę chodzi…o moje i Twoje nawrócenie.

A weź, Benia, Kasia, Piotrek, [tu wstaw swoje imię], zamiast tych jednych rorat, to pójdź po pracy na 15 min na adorację. Weź z Nim pogadaj. Albo nawet lepiej, nic nie mów. Posiedź i pogap się na Niego. I słuchaj co do Ciebie mówi.

A weź, zanim zaczniesz robić ten cudny wieniec adwentowy czy świąteczny, to odłóż na bok wszystkie materiały i zapytaj znajomych, czy ktoś może potrzebuje jakiejś pomocy. Może ktoś właśnie siedzi na kwarantannie, a potrzebuje, żeby ktoś mu coś załatwił na poczcie.

Zanim zaczniesz planować świąteczne zakupy i robić listę prezentów, zastanów się czy może kogoś ostatnio nie zraniłeś. Może regularnie kogoś ranisz. Odłóż listę na bok, weź telefon i zadzwoń, i po prostu przeproś.

Wiecie i nie chodzi mi o to, żeby studzić swój i Wasz entuzjazm do różnych aktywności adwentowych. Jeśli prowadzą do dobra, to one są dobre, róbmy je!

A jednocześnie, czuję, że trzeba inaczej rozłożyć akcenty.

W tym Adwencie, na pierwszym miejscu postaw relację ja-Pan Bóg. Na drugim miejscu relację ja-Pan Bóg-w-drugim-człowieku.

Bo wiecie, On przyjdzie. I to przyjdzie na serio.

Listen up: ON. PRZYJDZIE.

LITERALNIE.

Może jeszcze w tym roku będzie paruzja? Kto to wie?

Może ten adwent będzie dla mnie, dla Ciebie, dobrym momentem, dobrym pretekstem, żeby odpowiedzieć miłością na Jego miłość?

Moją (i Twoją) koślawą, niedoskonałą miłością na Jego miłosierną, bezgraniczną, zawsze-na-Ciebie-czekającą miłość?

.

.

.

To, co ja proponuję Tobie. I sobie. To to:

  1. Zadbaj o relację z Bogiem. Jeśli nie modlisz się codziennie, zacznij od 5 min modlitwy. Jeśli nie czytasz Pisma Świętego, zacznij od 5 min czytania, np. Ewangelii z dnia. Jeśli już to robisz, zdecyduj jaki będzie kolejny krok, który zrobisz w Jego stronę.
  2. Zadbaj o relację z drugim człowiekiem. Jeśli masz w pracy koleżankę-zołzę – westchnij do Jezusa i (ha!) podziękuj za nią, i poproś Pana Boga, żeby jej błogosławił. Jeśli w kółko zajmujesz się sobą, weź do ręki telefon, otwórz listę kontaktów lub znajomych na fb i codziennie do kogoś napisz, co u niego słychać. Zapytaj jak możesz mu pomóc.
  3. Zawalcz o lepszą wersję siebie. Weź na ten adwent na tapetę jakąś swoją słabość. Zapiernicz na Insta? Wybuchy na męża/żonę? Nerwowe poranki przez to, że notorycznie włączasz drzemki w telefonie? – zastanów się jaką swoją słabość czy zły nawyk chcesz zmniejszyć. Może nawet zlikwidować. I pomyśl w jaki sposób (ale konkretnie! SMART!) będziesz and tym pracował(a).

Jeśli czujesz, że to dla Ciebie za dużo, skup się na punkcie 1.

ALE ZACZNIJ OD TEGO:

Pomódl się do Ducha Świętego o prowadzenie Ciebie w tym adwencie. Wystarczy krótka modlitwa. Bo wiesz, bez Jego łaski, to my możemy sobie nagwizdać.

Albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z [Jego] wolą. (Flp 2,13)

Kategorie
Recenzje

Recenzja książki „Niepłodność. Podpowiedzi dla katolickiego małżeństwa”.

Heeeeeej mój Drogi Czytelniku, Droga Czytelniczko! 😊

Nooo, nareszcie tutaj we Wro dało się odczuć to przyjemniejsze oblicze jesieni – słońce, liście chrzęszczące pod stopami, robienie korali z jarzębiny… także tak, u mnie całkiem przyjemnie było w ten weekend.

A jak u Ciebie? 😊 Jesień taka 👍 czy taka 👎?

Poooza tym… jak dawno tu nie było żadnej recenzji! 😱 Możeś zdążył(a) pomyśleć, że zapomniałam jak się czyta! Nic z tych rzeczy! Wracam do gry 😉

Wiesz co, bardzo chcę Ci opowiedzieć o tej książce.

Długo się zastanawiałam jak ubrać w słowa te wszystkie myśli i uczucia na jej temat, które w sobie mam i czuję.

Zacznę tak po prostu:

Jestem pod wrażeniem tej książki!

Moi drodzy, temat niepłodności jest NIEZWYKLE bolesny i być może nawet nie wiecie, że ktoś z Waszych znajomych, rodziny, sąsiadów właśnie wylewa łzy z powodu tego, że nie mogą począć dziecka. Wylewa łzy? Mało powiedziane. Pragnienie dziecka, TAKIE naturalne i wpisane w ludzką naturę przez naszego dobrego Boga, może być TAKIE silne, TAKIE wszechobecne i TAKIE wykręcające wnętrzności i łamiące serce, że może nawet sobie nie zdajecie z tego sprawy. Ja wiem. Ja i mój mąż 8 lat temu rozpoczęliśmy staranie się o dziecko i…ten stan trwa nadal.

Ale ponieważ chcę się skupić tutaj na opowiadaniu o książce, historię naszej drogi do rodzicielstwa opiszę kiedy indziej.

Książka „Niepłodność. Podpowiedzi dla katolickiego małżeństwa” autorstwa Jean Dimech-Juchniewicz daje MNÓSTWO nadziei.

Jeśli jesteś osobą, którą interesuje temat niepłodności, opowiem Ci o 3 rzeczach, dla których warto po tę pozycję sięgnąć.

Po pierwsze primo, autorka zabiera nas w podróż po całym tym emocjonalnym rollercoasterze, który  towarzyszy niepłodnym parom w czasie starania się o dziecko. Przejeżdżamy przez kolejne zakręty: szok, niedowierzanie, gniew, smutek, zazdrość, poczucie winy… Cała masa tych emocji i każdemu z nich towarzyszą przykłady sytuacji z historii Jean i jej męża. I co ważne: każde takie uczucie jest nazwane, AKCEPTOWANE i przytulane.

Słuchaj, emocje są moralnie obojętne. To, że odczuwasz zazdrość na widok kolejnej uśmiechniętej mamy nachylającej się do swojego dziecka w wózeczku…to jest CAŁKOWICIE normalne i nie masz się biczować z tego powodu, że CZUJESZ zazdrość. I’ve been there… dokładnie wiedziałam, o czym Jean pisze – pamiętam moją gotującą się zazdrość i następującą po niej rozpacz, za każdym razem, kiedy na moich oczach po osiedlu krążyły mamy z wózkami dziecięcymi… I Jean opisuje te uczucia, te sytuacje – po to, żeby pomóc Ci je zidentyfikować u siebie (jeśli są), nazwać i zaakceptować.

Po drugie primo, autorka WSPANIALE tłumaczy BARDZO TRUDNE sprawy. Na przykład katolickie zasady moralne. Co wolno, a czego nie wolno w procesie starania się o dziecko – i DLACZEGO. I nie jest to powiedziane w sposób zimny i bezduszny, albo autorytatywny – WRĘCZ PRZECIWNIE. Z każdego słowa Jean bije TAKA MIŁOŚĆ BLIŹNIEGO, SZACUNEK i AKCEPTACJA dla nas, naszych uczuć i naszej historii, dla momentu życiowego, w którym jesteśmy, ŻE GŁOWA MAŁA. Tak może pisać TYLKO osoba, która doświadczyła niepłodności na własnej skórze.

Nie żebym była koneserką ciężkostrawnych dokumentów Kościoła, ALE to JAK Jean wyjaśnia katolicką bioetykę POWALA NA KOLANA. I chociaż osobom, które aktualnie są in medias res tego ogromnego trudu leczenia niepłodności może się wydawać NIEMOŻLIWIE trudne trzymanie się tych zasad, autorka pisze to z TAKĄ delikatnością, a jednocześnie pewnością – jakby dawała znać „WIEM, że to jest szalenie trudne. Jestem w tym z Wami”. Ogromnie sobie cenię to jej podejście.

I po trzecie primo, z tą książką się pracuje. Na koniec każdego rozdziału są pytania do refleksji. I powiedzmy, że to mnie tak do końca nie zdziwiło.

ALE.

Poza pytaniami do refleksji dla osób niepłodnych, są jeszcze fragmenty przeznaczone dla rodziny i przyjaciół tych osób. I to jest totalny SZTOS.

Niepłodna para często czuje się jak samotna wyspa. A ludzie wokół (rodzina, znajomi, sąsiedzi, współpracownicy) czasem nie wiedzą jak się zachować. Niesamowite jest to, że Jean w ogóle wpadła na to, żeby nakierować tych ludzi z otoczenia, podpowiedzieć (nawet wprost) co mówić, a czego nie mówić, bo niepłodna para poczuje się tak i tak. Fragmenty te nie są „złotymi radami” specjalisty, kogoś kto czuje się lepszy, bo jest „wtajemniczony”. Nie. Są to pełne miłości zdania, które uświadamiają najbliższych przez co przechodzi para borykająca się z niepłodnością i w jaki sposób można im pomóc, jeśli w ogóle. Jasne, że każdy może inaczej dany aspekt przeżywać, ale te generalne wskazówki mogą się okazać dla rodziny/przyjaciół na wagę złota.

Wiecie, chociaż jest tak, że ja się już do mojej/naszej niepłodności przyzwyczaiłam i nauczyłam się z nią żyć, to napotykałam tu fragmenty, przy których miałam ochotę się rozryczeć. I nawet nie chodziło o to, że przypominałam sobie moje doświadczenie. Miałam łzy w oczach kiedy czytałam statystyki.

Nawet teraz, jak o tym piszę. 💔

Jest nas tak wiele…

Tak wiele z nas chociaż pragnie tego z całego serca, z jakiegoś powodu nie może począć dziecka. Co szósta para doświadcza niepłodności. 💔

Tyle dzieci jest zabijanych, że serce pęka. Tyle dzieci czeka na adopcję.

Rozwalił mnie ten fragment:

Gdy ogłosiłam w swej parafii, że zakładamy nowe duszpasterstwo z małżeństwami zmagającymi się z niepłodnością, kilka par po sześćdziesiątce i siedemdziesiątce podeszło do mnie po mszy. Ze łzami w oczach powiedzieli mi, że żałują, iż nie było takiego duszpasterstwa dla nich, gdy sami przechodzili przez niepłodność.

Czekajcie, gdzie są moje chusteczki…? 😭

Ech, moi drodzy, polecam. Polecam.

A może są wśród Was tacy, którzy już tę książkę przeczytali? Co o niej myślicie? Dajcie znać w komentarzach.

I wiecie, gdybyście chcieli pogadać o niepłodności…jeśli potrzebujecie rozmowy, może modlitwy w intencji poczęcia dziecka – dajcie znać: bernadetta.franek[at]gmail.com 🙏.

Kategorie
Rozkminy

Czy wspólnota jest do zbawienia koniecznie potrzebna?

Witaj Drogi Czytelniku i Droga Czytelniczko!

Jak leci? What you’re up to lately?

Jesteś typem (typką? 😂), który cieszy się jesienią, czy tęskni za inną porą roku? Na przykład tą najcieplejszą ze wszystkich? 😅 Ja, przyznaję się bez bicia, jestem wierną fanką lata, ale tą słoneczną, bezdeszczową jesień…jakoś zniosę 😅 za tą deszczową nie przepadam.

Wiesz co! Ostatnio mocno chodził za mną temat wspólnoty. Kurrrrrka wodna, tak mocno! Myślę, że to wszystko zasługa tego, że zachwyciłam się ostatnio dokumentami wspólnoty Equipes Notre-Dame, w której jesteśmy z mężem. Ech! Jak to jest wszystko bosko przemyślane!

I potem zaczęłam tak sobie dumać, że w sumie przecież mnóstwo ludzi nie jest w żadnej wspólnocie…i że nie wiedzą, co tracą! 😂 Moim zdaniem, of course.

Stwierdziłam, że ja w takim razie zbiorę w listę kilka powodów, dla których WARTO być we wspólnocie. I mam tu na myśli we wspólnocie katolickiej, której na celu jest duchowy wzrost, zbliżenie się do Boga, (uwaga, nie przestrasz się) ŚWIĘTOŚĆ. Jasne, nie znam WSZYYYYSTKICH wspólnot na świecie, ale zdecydowałam, że i tak spiszę te powody 😂 Będę je pisała z perspektywy przynależności do Ruchu Duchowości Małżeńskiej Equipes Notre-Dame, która jest (jak to mój mąż nazywa) starszą siostrą Domowego Kościoła.

Myślę, że kiedy indziej opowiem w większych szczegółach o Equipes Notre-Dame (Ekipach/ENDzie), bo to długa historia, której chyba nie umiem opowiedzieć w pigułce 😅 i skupię się może na tym na czym powinnam w tym tekście 😂, a mianowicie, PO CO nam wspólnota.

7 powodów dlaczego warto być we wspólnocie*

(* pisząc te powody w sposób szczególny myślę o Equipes Notre Dame i Domowym Kościele – bo takie mam doświadczenie)

1) Gotowe narzędzia pracy

No to tak. We wspólnocie nie wyważasz otwartych drzwi. Mają tam gotowe, wypróbowane przez lata narzędzia, które rozwijają Cię duchowo i zbliżają do Boga. I najczęściej nie jest to ABSOLUTNIE nic nowego, nic kosmicznego: np. codzienna modlitwa, regularne czytanie Pisma Świętego, a we wspólnotach małżeńskich comiesięczny Dialog z małżonkiem. ALE, są to narzędzia dobrze ustrukturyzowane. Ja, gdyby nie END, dalej nie czytałabym Pisma Świętego. No way. Jakoś nie miałam takiego nawyku, ani w ogóle takiego doświadczenia regularnego czytania Biblii. Teraz, jeśli nie przeczytam, to czuję, że mój dzień jest niepełny.

2) Większa motywacja do pracy nad sobą

To ciutkę taka psychologia tłumu. Jak już masz te narzędzia i jest czas na spotkanie wspólnoty, to jest też czas na podsumowanie miesiąca: jak Ci poszło realizowanie tych postanowień? I to nie chodzi o to, że „uwaga, uwaga, teraz następuje sprawozdanie i ci, którym udało się posunąć do przodu w rozwoju duchowym otrzymują wieniec zwycięstwa, a ci, którym nie udało się, lądują pod pręgierz i dostają baty: hadzia! Hadzia!”. No, nie. Owszem podsumowujemy naszą miesięczną pracę. Ale to, że widzimy się co miesiąc na spotkaniach działa po prostu motywująco. Jeśli w zeszłym miesiącu nasza modlitwa małżeńska leżała i kwiczała, to w tym miesiącu chcemy ją podnieść z tej podłogi, otrzepać z kurzu, obmyślić realistyczny plan i podjąć ten wysiłek, żeby ona była.

3) Miłość braterska

To jest w ogóle rewelka. Czy to jesteś we wspólnocie solo czy w małżeństwie możesz praktykować miłość braterską, miłość bliźniego. I też, żeby trochę zdjąć tej pompatyczności z tego wyrażenia, CHODZI PO PROSTU O TO, że pomagasz. Ja to sobie wyobrażam WRĘCZ następująco: ludzie ze wspólnoty popilnują Ci dzieci, pomogą w przeprowadzce, zawiozą na porodówkę, kiedy mąż w delegacji, no i oczywiście POMODLĄ się w Twojej intencji. Zawsze.

4) Nie jesteś(cie) samotną wyspą

Prościej się nie da: RAZEM RAŹNIEJ. Czasem potrzebuję być po prostu wysłuchana. Czasem, jak JA wysłucham kogoś, to się mega zainspiruję jego sposobem np. na ogarnięcie modlitwy z dziećmi. Słuchamy o swoich wzlotach i upadkach. Bo nie ma co mydlić sobie oczu, chrześcijaństwo trudne jest. A chrześcijaństwo + rodzicielstwo to ostra jazda bez trzymanki 😜. Będąc razem, wzrastając razem, pokonując kolejne kroki w rozwoju duchowym razem…to jest naprawdę mega pokrzepiające.

5) Jedność w różnorodności

To też nie jest tak, że każda wspólnota, ekipa, krąg jest tworem monolitycznym. Jakież by to było NUDNE! Tak naprawdę, po pierwsze primo, jesteśmy na różnych etapach rozwoju duchowego. Po drugie primo, mamy różne doświadczenie życiowe. Przeszliśmy przez różne sytuacje, które w jakiś sposób nas ukształtowały. Wreszcie, mamy różne charaktery – i różne spojrzenia na dany temat. I tą różnorodnością też się dzielimy i siebie nawzajem ubogacamy.

6) Okazja do dawania i brania

Umówmy się: jest czas, że jesteśmy na haju duchowym (czyt. relacja z Panem Bogiem jest mega bliska) i dzielimy się tą radością i podrzucamy książki o rozwoju duchowym, i przesyłamy ludziom cytaty z Pisma Świętego i jest zachwyt i och i ach, i angażujemy się w posługi i służymy i w ogóle. SZAŁ. Albo dostaliśmy podwyżkę, albo premię i w związku z tym czujemy, że możemy sobie pozwolić na hojność materialną. A czasem jest przeciwnie: jesteśmy w dołku. No, lipa TO-TAL-NA: tekst na spotkanie nieprzeczytany, modlitwa szwankuje, zapomnieliśmy o regule życia (postanowieniu pracy nad sobą), normalnie wstyd i hańba. Nie wyrabiamy się z niczym, dzieci włażą na głowę i ciężko się duchowo rozwijać. To. Jest. OK. Jest czas dawania i czas brania – i we wspólnocie uczymy się jednego i drugiego.

7) Opieka kapłana

Pamiętam jak mama mi opowiadała, że jak byłam mała (i wcześniej) księża w naszym domu byli nierzadkimi gośćmi. Rodzice byli w Domowym Kościele i zwyczajnie zapraszali na kawę, herbatę, ciasto. Myślę sobie, że taka – jak to nazwać, żeby w dzisiejszych czasach nie zabrzmiało to źle? – relacja z kapłanem to coś mega fajnego. Patrząc z perspektywy ekipy: mamy księdza – doradcę duchowego, który jest na każdym spotkaniu, żeby nam towarzyszyć, czerpać z naszego doświadczenia i również nami się opiekować. Można do niego zadzwonić i pogadać, poradzić się i zawsze możemy liczyć na jego modlitwę. Simply awesome.

Czy zatem wspólnota jest do zbawienia koniecznie potrzebna? Oczywiście, że NIE!

(Jeśli zauważyłeś/zauważyłaś nawiązanie w tym tytule do sześciu prawd wiary (ha! Czasy podstawówki 😁), to punkt dla Ciebie 😉. „ŁASKA Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna”. Nie wspólnota).

Część z tych rzeczy może mieć miejsce i poza wspólnotą. I niektórzy z nas mogą się megafajnie rozwijać i bez wspólnoty. Having said that 😉 ja się cieszę, że jesteśmy w ekipach. Wiem, że gdyby nie to, to my osobiście zatrzymalibyśmy się z formacją i rozwojem duchowym na czasach duszpasterstwa akademickiego. A tak, to i służyć możemy i czerpać pełnymi garściami.

Amen!

A czy ktoś z Was jest w jakiejś wspólnocie? Jeśli tak, to jakiej? Dopisalibyście coś do listy? Dajcie znać w komentarzach 😊

Kategorie
Gift Guide'y

Gift Guide na Dzień Chłopaka

Hej hej heeeej, moi mili czytelnicy! 😄

Jak Wam weekend minął? Wykorzystaliście jakoś fajnie czas mimo tego, że tak nagle szaro-buro się zrobiło?

Powiem Wam, że u nas mimo pogody pod psem, ten weekend to była petarda. TAKIE spotkania, TAKIE działanie Pana Boga, że hej. Ale kiedyś o tym napiszę osobnego posta, w stylu „dlaczego warto należeć do wspólnoty”, czy coś w ten deseń 😉. Brace yourselves.

A dzisiaj, słuchajcie, już Wam spieszę z pomocą, bo okazuje się, że zbliża się wielkimi krokami Dzień Chłopaka! 😁

Przyznam się szczerze, że co roku, to święto mnie zaskakuje 😂 Nie wiem o co kaman i nie chcę, broń Boże, jakoś marginalizować tego wyjątkowego dnia, ale kurka wodna, jakoś zawsze orientuję się na ostatnią chwilę, że panowie zaraz będą mieć swoje święto (a ja z ręką w nocniku – nieprzygotowana 🤦‍♀️), a o Dniu Kobiet zawsze pamiętam. Czy Wy, drogie Panie, też tak macie?

Anyways! Mam nadzieję, że Wy już macie przygotowany i zakitrany upominek dla chłopaka/narzeczonego/męża/brata/kolegów z pracy/etc. ALE GDYBY NIE 😁 to czytajcie dalej i looknijcie jakie propozycje można znaleźć w (nie tylko katolickich) internetach.

10 propozycji na prezent dla wierzącego chłopaka

1) Koszulka dla informatyka „Dziwne…u mnie działa” – wiecie co, sorry, może to jakiś totalny suchar, ale tak. mnie. to. rozśmiesza. 😂😂😂 ilekroć widzę podobny mem w internecie. No. To dla kolegów z IT, którzy mają dystans do siebie 😉.

2) Antystresowa piłeczka „Po co się niepokoić” – z sentencją św. Brata Alberta. Świetny drobiazg dla wszystkich tych, których ścigają dedlajny, którzy budują dom, albo wychowują dzieci 😂.

3) Wesołe skarpetki „Piłka Nożna” – jestem jakoś tak wewnętrznie przekonana, że oglądnie meczów w takich skarpetkach to zupełnie inne doświadczenie życiowe. I że drużyna, której kibicujemy ma zwiększone szanse na zwycięstwo.

4) Czekoladowy pad do gier – I mean, tylko popatrzcie. Wygląda przepysznie! Można wziąć gryza w nagrodę za przejście kolejnego levelu „Wiedźmina”.

5) Książka Jacka Pulikowskiego „4 funkcje mężczyzny” – barrrrdzo zaciekawiło mnie to, że książka jest o powołaniu mężczyzny do ojcowania! Czyli niekoniecznie tylko do ojcostwa w rodzinie, ale też do takiego ojcowania w wymiarze społecznym! I to oparte na nauczania JPII. Rewelka.

6) Zdrapka dla mężczyzn „Jonasz” – o mamoooo, lubię takie rzeczy😊. Zdrapka powstała na podstawie ksiażki o.Adama Szustaka OP „Projekt Jonasz – czym jest siła meżczyzny” i jest 30-dniowym wyzwaniem dla facetów – za każdą zdrapką kryje się dla nich zadanie specjalne. Bomba!

7) Holy Cow – krówki z memami Dayenu – czyli coś słodkiego z zabawnym środkiem. Może mam akurat taki dzień (w sensie, dobry humor 😂), ale gdybym to ja zobaczyła na swoim papierku od krówki „Mojżesz wszystko”, to bym się zakrztusiła ze śmiechu 😂.

8) Obieżyświat – czapka zimowa – nie ma się co śmiać, zima na pewno w tym roku zaskoczy i kierowców, i drogowców, i obieżyświatów też! 😂 A jeśli odbiorca prezentu lubi podróże i bycie nieprzeziębionym (żeby podróżować, obviously), to doceni!

9) Krzesiwo – „Krzysiuuu, jaki drobiazg na Dzień Chłopaka można by kupić komuś, kto lubi chodzić po górach?”. Odpowiedź na załączonym obrazku, pod numerem 9 😉. (Widziałam filmik na YT – nawet podstawówkowicz umie z tego korzystać i ognisko rozpalić! Jestem pod wrażeniem!).

10) Kubek z równaniami Maxwella – najśmieszniejsze jest to, że kubek ten można kupić w sklepie „świeckim” – a przyjrzyjcie się całemu napisowi! Moim zdaniem, to TAKI miły boski akcent dla wierzącego kolegi-ścisłowca!

Moi Drodzy Czytelnicy, to tyle z propozycji prezentowych. Napiszcie w komentarzach jakie inne pomysły macie, chętnie poczytam 😊. I udostępniajcie post innym, którzy potrzebują inspiracji!

Kategorie
Rozkminy

Szpitalne rekolekcje

Hej Kochani Czytelnicy! 😊

O mamo!

Co u Was słychać?

Czy w Waszej części świata czuć już jesień? U nas, mam wrażenie, lato jeszcze nieśmiało zagląda, jakby nie było pewne czy chce już opuścić tę imprezę, czy też zostać jeszcze chwilę 😅 A co za tym idzie, we wrześniu i na blogu, i na IG letnio-jesienne klimaty też się będą przeplatały.

No. To ja tutaj tego podnoszę rękę i zgłaszam się do odpowiedzi 😅 – chcę Wam dzisiaj opowiedzieć parę (dłuższych) zdań nt. tego, co się u mnie działo lately.

Byłam w szpitalu.

Pierwszy raz.

Tzn. pierwszy raz z noclegiem (bo raz byłam na kilka godzin na badaniu).

Nie ja byłam pacjentem.

I być może taki scenariusz dla wielu z Was nie jest obcy i no big deal. Dla mnie był. Również dlatego, że Pan Bóg niesamowicie wykorzystał ten czas i to wydarzenie, żeby mi dać znać o swojej miłości do mnie.

Bo w szpitalu czułam, że moje życie zwolniło tempo. Ale nie był to czas marazmu, ale (ha!…) rozwoju! Takiego rozwoju w rytmie slow. W życiu bym się nie spodziewała, wiecie?

Od momentu odbioru Huberta z przedszkola i zobaczenia jego fioletowego ucha, tak sobie myślę, starałam się być uważna. Takie po prostu pełne skupienie na sytuacji i na tym jakie decyzje podjąć. Myślę, że Pan Bóg w czasie tej – nazwijmy to eufemistycznie – przygody 😅 dawał mi znaki.

Nie takie, że, wiecie, promienie rozświetlają jakiś punkt przede mną i słychać głosy aniołów 😅. Dawał mi znaki w totalnie zwykłych rzeczach – ale jakoś tak czuję, że to Jego sprawka, bo wiadomo, że przypadków w życiu nie ma 😊. Słuchajcie tego:

10 znaków, które Pan Bóg mi dał w czasie „szpitalnych rekolekcji”:

1) Niepokój – i nie mam tu na myśli takiego bezpodstawnego, albo wyolbrzymionego, które może pochodzić od złego. Mam tu na myśli konkretne uczucie niepokoju, które we mnie się pojawiło na widok spuchniętego, fioletowego, lekko odstającego ucha Huberta. Yhhhh! Najczęściej do dziecięcych uderzeń/stłuczek podchodziłam „do wesela się zagoi” (i naprawdę okazywało się, że nie były to poważne kontuzje) – tym razem było inaczej, czułam, że to coś poważniejszego.

2) Skojarzenie – że tak powiem, połączyłam kropki: rano mąż dzwonił, że Hubert w akcie buntu przeciw pomysłowi posłania go do przedszkola rzucał się na podłodze i „grzmotnął” w szafkę w szatni. Ale wtedy nie było widać obrażeń. Cóż, teraz było widać i już wiem „skąd się wziąwszy”.

3) Intuicja – po telekonsultacji w sprawie tego fioletowego ucha (yhhhh!), nie wykupiłam zalecanej maści, tylko od razu zarejestrowałam Hubka do laryngologa. Coś czułam, że po prostu nie chcę z tym eksperymentować i czekać na rezultat, tylko trzeba działać inaczej.

4) Szczęście vel. Palec Boży w sprawie wizyty – wow! Akurat znalazłam wizytę do laryngologa dziecięcego na ten sam dzień wieczorem. Przypadek?

5) Szczęście vel. Palec Boży w sprawie lekarza – pani doktor po obejrzeniu i wymacaniu ucha popatrzyła mi głęboko w oczy i powiedziała 3 szokujące dla mnie słowa „jedziecie do szpitala”.

Jedziecie. Do. Szpitala.

Na mojej twarzy determinacja, a w mojej głowie panika i milion pytań: coooo??? ale, że na noc???? Na jak długo???? Eeeee, ja nie wiem jak to się robi! 🙈 aaaa!

Powiem Wam, że po wyjściu z gabinetu toczyłam walkę o pokój serca i zaufanie Panu Bogu, że nas poprowadzi. Bo wiecie, ja już w głowie miałam te okropne scenariusze kolejek i przepychanek między pacjentami („pan tu nie stał” – tak tego nie cierpię!) i przymusu bycia asertywną wobec lekarzy („nie, pani doktor kazała naciąć tego krwiaka, nie zgadzam się na półśrodki”). I wcale mi się to nie podobało, co sobie wyobrażałam 😅😖 Help!

6) Pokój serca – pojawił się, po jakiejś takiej wewnętrznej walce i wielkich nerwach (i warczeniach, i wewnętrznych narzekaniach na kolejki), czekając na przyjęcie na SORze, kiedy po kilku razach udało mi się wyszeptać „Jezu, Ty się tym zajmij” i powtarzałam sobie to kilka razy, aż…wreszcie poczułam spokój. To nie żadna magia, po prostu zdecydowałam, że wierzę, że On się tym zajmie. I nagle w środku chill. Ha!

7) Dziecko ciągle spokojne – to jest dla mnie absolutnie niesamowite jak dobrze Hubert znosił to wszystko: badania, kolejki, nudę na korytarzu na SORze, covidowo-wyłączone automaty z napojami. On w tym całym galimatiasie był po prostu pogodny. Przypadek?

8) Świetne pielęgniarki na SORze – mimo że zmęczone (weszliśmy na badania jakoś około północy) to z uśmiechem przyjęły Huberta, nazwały wenflon motylkiem i tym skradły moje i jego serce 😂. Zagadywały, gruchały do niego 😂 a on spokojnie siedział ze mną na fotelu i ani. Razu. Nie jęknął. Przy pobieraniu krwi. 😮

O godz. 01:45, kiedy byliśmy już ostatni na korytarzu, ja chodziłam w tę i z powrotem, żeby nie zasnąć, a Hubert spał na mojej bluzie na podłodze, przyszedł po nas pan, który zaprowadził nas na oddział przejściowy, gdzie mieliśmy czekać na wyniki covidowe.

Ech, nie zapomnę widoku tej izolatki, do której nas zaprowadzono. Smutne, szpitalne kolory (wiecie, taki ten zielono-niebieski kolor ścian), straszne jarzeniówki, minimalizm jeśli chodzi o umeblowanie 😅, a za oknem czarna noc. Położyłam się obok Huberta na łóżku i próbowałam zasnąć. Tej nocy spałam 3,5 h.

9) Znajome pół twarzy – (uwaga, tu będzie kulminacja 😂) kiedy umieszczono nas już na otolaryngologii dziecięcej i był obchód lekarski, i do sali weszło kilka osób, zauważyłam, że jedna z twarzy w maseczce, ta która najwięcej mówiła i jakby przewodziła całą tą grupą, wydała mi się znajoma. Paczę, paczę…zerknęłam na plakietkę, szukając potwierdzenia i rzeczywiście! Toż to znajoma z duszpasterstwa z dawnych lat! Ale jajca! 😃 Ona też zdecydowała, że Hubert wjeżdża na salę operacyjną tego samego dnia. Ech! Jak tylko wyszli, napisałam do Krzyśka z wieściami kogoż ja tu spotkałam, to oboje się śmialiśmy, że widać, no po prostu widać, że Pan Bóg tym wszystkim steruje 😉.

10) Świetne pielęgniarki na oddziale – przyjazne, gruchające do Huberta (again 😅), pomocne(!), zmieniające bez narzekania posikaną pościel i przemoczony do suchej nitki, w czasie mycia, opatrunek wokół „motylka”.

Ech. 🥰

Te i inne drobiazgi, dla mnie, były komunikatem dla mnie od Boga. W stylu:

Córuś, wyluzuj, mam to wszystko ogarnięte. Zaufaj mi.

Wiecie, te szpitalne rekolekcje były dla mnie czasem:

– ćwiczenia się w cierpliwości wobec Huberta, który chciał co chwilę oglądać pociągi na YT i co chwilę zmieniał zdanie, że chce jednak co innego,

czytania: poczułam nowy zew mojego zamiłowania do książek i skoro w szpitalu przeczytałam prawie dwie, to mam ochotę na więcej, więcej, więcej (om nom nom nom),

docenienia mojego narożnika, na którym śpimy: w porównaniu do łóżka polowego w sali szpitalnej, to co mamy w domu to jest high-class materac 😂,

docenienia pracy pielęgniarek: ja generalnie podziwiam, że ktoś decyduje się pracować ze strzykawkami i krwią na co dzień 😂 a jeśli jest do tego po prostu uprzejmy i troskliwy, to w ogóle chapeau bas,

slow life. Po prostu. Za niczym nie goniłam. Opiekowałam się Hubertem, chodziłam z nim na spacery po tym samym korytarzu, szukałam mu pająków po drugiej stronie szyby okiennej, liczyliśmy przez okno rowery przypięte do poręczy, odpuszczałam reguły w imię dobra wspólnego 😂 i puszczałam mu tego YT, żeby nie robił awantur. Odliczałam czas do posiłków szpitalnych (wierzcie mi, po 14 h niejedzenia barszcz szpitalny był absolutnie wyśmienity i do tej pory do niego wzdycham 😂). Czytałam. Słuchałam ciszy lub otaczających mnie dźwięków. Modliłam się.

Kto by pomyślał – w szpitalu, a taki dobry czas!

Ech. W tym wszystkim czuję wdzięczność.

A może ktoś z Was również przeżył swoiste „szpitalne rekolekcje”? Czas totalnego zwolnienia tempa i zbliżenia się do Boga? Napiszcie koniecznie w komentarzach! 😊

Kategorie
Rozkminy

10 kato-rzeczy, o których nie miałeś pojęcia, że istnieją

canva.com

Buongiornooooo!!! 😄😄😄

Ach, Mój Drogi, Moja Droga, jakże mi miło gościć Cię tu, na moim blogu, po przerwie urlopowej!

Co u Ciebie słychać? Wypoczęty? Opalona? Gotowi na nowy miesiąc pełen ekscytujących wyzwań? Hę? 😁

Haha, ja tu się Was autentycznie pytam tak z entuzjazmem i w ogóle (całkowicie szczerze), ale (ech!) przyznaję się, że cięęężko było mi usiąść do tego posta – tak sobie myślę, że taka przerwa urlopowa to jednak wybija z rytmu (surprise, surprise 😂), ale ogarnęłam! Najtrudniej jest zacząć, a potem już leci, no nie?

Dobra, do rzeczy. Słuchajcie, będąc na urlopie i scrollując to tu, to tam (najczęściej w łazience, bo walczę, żebym chociaż tam przy mojej dwójce ruchliwych dzieci miała odrobinę prywatności 😂) natknęłam się na TAKIE kato-rzeczy (przedmioty/organizacje/platformy), że szczena mi opadała na te łazienkowe kafelki! Potem sobie przypomniałam o kilku innych rzeczach, o których, w sumie, może nie wszyscy wiedzą i tak oto powstała poniższa lista.

Totalnie randomowa lista 10 kato-ciekawostek, o których prawdopodobnie nie wiedziałeś, że istnieją

1) Ofiaromat

Słuchajcie (mówiłam o tym kiedyś na InstaStories), czy Wy wiecie, że są takie ustrojstwa jak ofiaromaty??? Jak zobaczyłam toto w kościele u wrocławskich dominikanów to, kurka wodna, co chwilę na niego zerkałam w czasie Mszy (nununu!).

Jak sama nazwa wskazuje, w ofiaromacie można za pomocą karty płatniczej wpłacić ofiarę w wybranej przez nas kwocie. Koniec z nerwowym szukaniem gotówki w czasie modlitwy wiernych 😅!

2) Chrześcijańskie portale randkowe

Ja znam przynajmniej 3 małżeństwa, które poznały się właśnie na portalu randkowym dla ludzi wierzących. Może czas podsunąć linka (lub trzy) znajomemu singlowi lub singielce? 😉

https://www.przeznaczeni.pl

https://singlowanie.pl

https://zapisanisobie.pl

3) Katoflix i VatiVision

Też wspomniałam o tym kiedyś na IG – dla mnie to absolutnie genialne, że ktoś wymyślił coś takiego jak katolicki Netflix. Ostatnio się zarejestrowałam, wykupiłam 72-godzinny dostęp do filmu „Jak Bóg da” (za całe 9 zł) i mogę zaświadczyć, że wszystko poszło gładko: rejestracja, płatność i jakość filmu nie budziła żadnych zastrzeżeń. Aha, no i film przekomiczny 😂

https://katoflix.pl

https://www.vativision.com/home – platforma ruszyła w czerwcu 2020 we Włoszech, czekamy na wersję polską (lub chociaż angielską 😉)

4) Konfesjonał z klimatyzacją

Dźwiękoszczelne konfesjonały z klimatyzacją są zamontowane np. w Kalwarii Zebrzydowskiej. To dopiero komfort! Niczym mercedes wśród samochodów 😂 Jest ryzyko, że penitent nie będzie miał ochoty wyjść zbyt szybko, though 😉 😂 Ale w całej masie kościołów nie brakuje też drobniejszych usprawnień, jeśli chodzi o odbywanie spowiedzi: coraz częściej można znaleźć w konfesjonałach pudełko z chusteczkami (mała rzecz, a tak przydatna!), a np. u wrocławskich paulinów na konfesjonale jest czerwono-zielona lampka, oznaczająca, czy kapłan akurat spowiada czy też czeka na kolejną osobę. Super!

5) Chrześcijański speed dating

To jest po prostu szał: speed dating w chrześcijańskiej odsłonie (jacie kręcę! Lubię takie boskie, szalone pomysły! 😁). Spotkania odbywają się m.in. w Warszawie, Gdańsku, Krakowie, Katowicach, Wrocławiu, Rzeszowie i Tarnowie. Kolejny link do podrzucenia wierzącemu znajomemu, który szuka kogoś do pary 😉

https://chrzescijanscysingle.pl

https://chrzescijanskierandki.pl

6) Formed.org

Natknęłam się na niego przypadkiem. Akurat scrollowałam w łazience i paczę, a tu takie cudeńko! 😍 Formed to platforma z filmikami, e-bookami i audiobookami, które mają na celu FORMACJĘ katolicką. Czyli znajdziecie tu filmiki o sakramentach, o Piśmie Świętym, o current hot topics na świecie, a także filmy fabularne i dokumentalne o świętych, filmy dla dzieci, o mamo, dużo tego! A jeśli chodzi o książki! W przypadku niektórych książek można dołączyć do grupek dzielenia online. WOW.

Platforma jest płatna $12/miesiąc, można wykupić darmowe 7 dni próbne, żeby poklikać i przetestować. Aha, jest PO ANGIELSKU 😉 czyli dodatkowo świetna okazja do ćwiczenia tego wspaniałego języka.

7) Katolik Wspiera

Katolicka platforma crowdfundingowa. Można rejestrować tam swoje projekty lub być darczyńcą i wrzucić coś do skarbony. Projekty są z różnych kategorii – można wesprzeć twórców, misjonarzy, pomysły edukacyjne i inne. Świetna sprawa!

https://www.katolikwspiera.pl

8) Szkoła tańca uwielbieniowego

Tak. Taka szkoła istnieje 😮 Szacun! I wiecie, nie chodzi tu tylko o pokazywanie do piosenek, o nie! Worship Style to jest szkoła, która uczy żywiołowego tańca uwielbienia. Ma autorski program, w którym łączy przeróżne style taneczne. Szkoła ma siedzibę w Gdańsku, ale organizuje kursy na instruktorów, także wiecie 😉 no limits 😉

http://www.worshipstyle.pl/index.html

9) Aplikacje

Niektórych z nich nie trzeba przedstawiać, myślę że wielu z Was ma zainstalowane Pismo Święte lub Modlitwę w Drodze, ale czy wiedzieliście też, że jest dostępna w aplikacji Biblia z edycji Świętego Pawła (baaardzo lubię to tłumaczenie)?

Mamy też aplikacje do Nowenny Pompejańskiej (i to niejedną), do Aktu Zawierzenia Jezusowi przez Maryję, do przeróżnych nowenn, a ostatnio odkryłam coś dla najmłodszych – kolorowanki biblijne 😁 Rodzice też mogą…przetestować 😅 relaksują!

10) Zabawki katolickie

Również moje ostatnie odkrycie: mała firma rodzinna w USA produkuje drewniane zabawki ze świętymi. Patrzcie jakie cudne! Figurki są całkowicie eco i non-toxic, a co za tym idzie zupełnie bobas-friendly.

https://saintlyheart.com

Która ciekawostka Was najbardziej zaintrygowała? A co dołożylibyście do tej listy? 😊 Napiszcie w komentarzach! 😊

Kategorie
Rozkminy

Wakacyjny niezbędnik katolika

Hej Mój Drogi, Moja Droga! 😊

Jak to się dzieje, że mamy już drugą połowę lipca 😱??? Zauważyłeś/zauważyłaś? Szok!

Wakacje lub urlopy już poplanowane?

U nas prawie 😅 Mamy ustalony termin i obrany kierunek, ale jeszcze szukamy noclegów. Wiesz, widziałam jakiś czas temu na Insta takie zdjęcie jednej z mam, której konto followuję, z napisem „Rodzice tak naprawdę nie jadą na wakacje. Po prostu zajmują się swoimi dziećmi w innym mieście”. Couldn’t agree more. U nas tak to właśnie będzie wyglądało 😜

Czas wakacji to czas odpoczynku od wielu rzeczy i – jak, podejrzewam, większość z nas wie, chociaż może nie od razu się przyzna – bywa i tak, że to czas odpoczynku od modlitwy. A nie o to chodzi!

W wakacje trudniej o samodyscyplinę, oporniej nam idzie z codziennymi nawykami, a czasem rutyna w ogóle jest całkiem zrujnowana. Apeluję ja do Was, mili Czytelnicy: nie dopuśćmy do tego, żeby w czasie urlopu zaniedbać relację z Panem Bogiem.

Proponuję spakować do walizki/plecaka kilka rzeczy, które nie zajmują dużo miejsca(!), a pomogą nam tej relacji nie zaniedbać, a nawet ją wzmocnią!

Wakacyjny niezbędnik katolika – 8 rzeczy, które warto spakować na wakacje

1) Różaniec

Słuchajcie, wiem, że może nie wszyscy z Was modlą się codziennie na różańcu. Ale zwizualizujcie sobie którąś z tych scen: wędrujecie po górach, leżycie na plaży słuchając szumu fal, przechadzacie się ulicami jakiegoś pięknego miasta… no i CZEMU by w takiej sytuacji nie wziąć do ręki różańca i nie odmówić choćby dziesiątki? A jeśli wybije godzina 15:00, to może choćby dziesiątkę koronki do Miłosierdzia Bożego? Moim zdaniem, to taki piękny akcent w ciągu dnia!

Moja rada: jeśli macie tendencję do gubienia rzeczy, to think twice czy chcecie na wakacje zabierać ze sobą ten różaniec od Waszej prababci, ten przywieziony z Jerozolimy czy jakiś inny o dużej wartości sentymentalnej. Jasne, to tylko przedmiot, ale po co macie się smucić. Ja ostatnio zgubiłam 2 różańce 😑 i zanim zamówię sobie taki z akwamarynu, który mi się marzy, kupiłam sobie całkiem miły dla oka różaniec za 5 zł. I pojedzie ze mną na urlop. High five!

2) Pismo Święte małych rozmiarów lub aplikacja z Biblią

Bardzo Was zachęcam do codziennego czytania choćby krótkiego fragmentu z Pisma Świętego. Do plecaka lub walizki możecie spakować np. małych rozmiarów Nowy Testament z Edycji Świętego Pawła – ma 10,5 x 15,5 cm, więc jest naprawdę niewielki, a ma cenne komentarze do każdego fragmentu!

Alternatywnie oczywiście zawsze możecie mieć pod ręką aplikację Modlitwa w drodze lub Pismo Święte. Pod warunkiem, że tam gdzie jesteście, macie zasięg 😉

3) Lektura duchowa

Moi mili. Kiedy pierwszy raz korzystałam z rachunku sumienia oo.kapucynów z Kielc (do tej pory mój ulubiony rachunek sumienia) natrafiłam na refleksję, która otworzyła mi oczy: „Nie starałem się o pogłębienie swojej wiedzy religijnej przez słuchanie kazań, czytanie Pisma Św., książek religijnych itp.”. Dominikanie też piszą w rachunku sumienia dla dorosłych „Czy wzbogacasz swoją modlitwę poprzez lekturę Pisma Świętego, tekstów doświadczonych w modlitwie świętych i pisarzy religijnych?

Zonk!

Nie chcę powiedzieć, że ktoś kto NIE czyta książek, które wspomagają wzrost duchowy, ma grzech śmiertelny (aż tak się na tym nie znam), ale to nie przypadek, że o lekturach duchowych jest mowa w kontekście modlitwy osobistej. Może urlop/wakacje to dobry czas, żeby po jakąś lekturę sięgnąć?

Polecę Wam tu 3:

Pierwsza: „Sto listów o modlitwie” – krótkie rozdziały, czyta się świetnie, dużo mądrości i genialna intuicja księdza Caffarela w kontekście modlitwy)

Druga: „Zuchwała Księga Świętych” – pisałam recenzję tej książki; krótko mówiąc: jest rewelacyjna. Fantastyczne spojrzenie na święte kobiety + ma materiały do pracy/przemyśleń!

Trzecia: „Wielka ryba” – książka o odkrywaniu kształtu własnej duszy, pomaga uzmysłowić sobie jakie plany i talenty wszczepił w nas Pan Bóg. Książka plus notatnik z zadaniami!

4) UTM czyli Urlopowy Tracker Modlitewny

A jak! 😊 Zapraszam do pobrania, wydrukowania i zabrania ze sobą takiej pomocy wizualnej do śledzenia tego, jak nam idzie modlitwa i czytanie Pisma Świętego (a raczej jak nam idzie ich REGULARNOŚĆ) w czasie wakacji. Looknijcie sobie do tego wpisu, żeby poczytać cuś więcej na ten temat. A jak jeszcze strzelicie fotę tego trackera, udostępnicie na social mediach i oznaczycie mnie (benia_franek na Insta i Bernadetta Franek na fb), to będzie mi mega miło.

5) Słuchawki + powerbank

Do tej pory było analogowo, ale przecież cyfrowo też jako chrześcijanie funkcjonujemy! 😊

Poza sytuacjami kiedy wybieracie się na rekolekcje w ciszy albo celowo i świadomie chcecie odłączyć się od wszelkich urządzeń cyfrowych, warto wziąć ze sobą słuchawki na wakacje.

Pomyślcie sobie: raz, że można posłuchać jakiegoś dobrego audiobooka (ja np. mam ogrrromną chrapkę na „Koniec wymówek!” – audiobook ks.Dziewieckiego o ciele i sporcie. Ha! Może wreszcie ruszę cztery litery 🙈), dwa: można posłuchać refleksji/komentarzy do Słowa Bożego, trzy: można posłuchać muzyki chrześcijańskiej. Dobre powody? No raczej.

A powerbank to wiadomo, jak okaże się, że prądu lub gniazdka braknie, to takie małe urządzonko potrafi zwyczajnie pomóc. Że już nie wspomnę o sytuacjach niebezpiecznych, w których trzeba dzwonić na numer alarmowy, a tu bateria słaba. 😱 Oby takich nie było! Ale wiecie, ja to z gatunku tych, którzy biorą „na wszelki wypadek”.

6) Spowiedź!

Oczywiście mam na myśli, że warto taką spowiedź ODBYĆ przed wyjazdem, albo zaplanować na „w trakcie wyjazdu”. Ostatnio słuchałam na YT Wodza (o.Tomasza Nowaka OP), który opowiadał, że Pan Bóg w sakramencie spowiedzi nie tylko odpuszcza nam grzechy, ale też wylewa na nas łaskę. Jest tu ktoś kto NIE CHCE darmowej łaski? Hę?

Podsyłam Wam od razu linki do dwóch rachunków sumienia, o których już tu wspominałam:

rachunek sumienia dla dorosłych – Kapucyni Kiecle (ja aktualnie od kilku lat korzystam),

rachunek sumienia dla dorosłych – Dominikanie (przez wiele lat korzystałam i bardzo sobie ceniłam)

7) Outfit na Mszę Świętą

Warto! Wziąć! Pewnie koszula lub sukienka wygniecie się w walizce/plecaku, ale musiałbyś/musiałabyś mieć naprawdę wielkiego pecha, żeby hotel/pensjonat/rodzina, u której będziesz nie miała żelazka do pożyczenia. Kaman, ubierz się ładnie dla Jezusa. Poczuj się odświętnie w Dzień Święty.

8) Playlista z muzyką chrześcijańską

Ha!

Raz, że dosłuchania, ale też do śpiewania!

Moi mili. Ja np. uwielbiam śpiewać w aucie. I żeby wychwalać Pana Boga śpiewem nie trzeba być drugą Whitney Houston. Jestem przekonana, że Jemu podobają się nasze mniej lub bardziej udane występy solowe lub w zespole (np.rodzinnym 😉), jeśli są szczere i prosto z serca.

Tak więc, jeśli wybieracie się gdziekolwiek na wakacje autem, odpalcie sobie ulubiony zespół chrześcijański i śpiewajcie razem z nimi! Jeśli pomaga Ci to w modlitwie, włącz sobie muzykę uwielbieniową, albo kanony z Taize. Zachęcam Cię, żebyś słuchał(a) i śpiewał(a).

Pomogę Ci w tym trochę 😉

Tutaj na dole znajdziesz link do playlisty na YouTube’ie z Muzyką Chrześcijańską do Śpiewania w Aucie. Możesz oczywiście śpiewać też w pociągu, samolocie i blablacarze (to dopiero ewangelizacja!). Możesz też jej tylko słuchać i śpiewać w sobie w środku.

Chrześcijańska Playlista do Śpiewania w Aucie

Co więcej, możesz też ją ze mną współtworzyć.

Jeśli znasz jakąś piosenkę, która świetnie by się nadawała do tej playlisty koniecznie daj mi znać 😊 Napisz jej tytuł lub wrzuć do niej linka w komentarzach do tego posta lub w komentarzach do playlisty na YouTube’ie.

Nie obiecuję, że będę do niej wrzucać wszystko jak leci – będę starała się ją utrzymać spójną. Ale pisz, pisz i dawaj znać – ja też chętnie poznam nowych dla mnie artystów i zespoły chrześcijańskie.

No to Mój Drogi, Moja Droga, jesteś już dobrze wyposażony/wyposażona na wakacje 😉 pod kątem przeżywania ich z Panem Bogiem.

A może dopisał(a)byś coś do tej listy wakacyjnej? Daj znać w komentarzu!