Kategorie
Recenzje

Niedzielne koło ratunkowe

Heeej kochany Czytelniku, kochana Czytelniczko!

Look, look, mamy luty! 😁 Przybij piątkę, high five! 🙌 bo przeżyłeś styczeń, który jak co roku – ma się wrażenie – trwa ze trzy miesiące 😅, nie sądzisz? Poklep się z uznaniem po plecach, uśmiechnij się do lustra, kciuk w górę – wiosna coraz bliżej 💃 Nie wiem czy Ty tak masz, ale mnie taka perspektywa naprawdę napawa nadzieją i optymizmem 😊

Słuchaj, dzisiaj będzie recenzja! Chcę Ci opowiedzieć o 🥁🥁🥁 „Niedzielniku B”.

Czo to takiego i z czym to się je?

„Niedzielnik B”, wydany przez Wydawnictwo W Drodze, jest to zbiór komentarzy do czytań ze wszystkich niedziel – tak, dobrze myślicie! – roku B 😁 czyli tego roku liturgicznego, który zaczął się w Adwencie 2020 i potrwa do kolejnego Adwentu.

(Tak na marginesie, wiedzieliście, że mamy taki podział, że w roku A czytamy głównie Ewangelię wg św. Mateusza, w roku B – wg św. Marka, a w roku C – św. Łukasza? Fun fact!)

Autorem tych komentarzy jest nie kto inny jak o.Adam Szustak OP; w zasadzie, refleksje te są spisaną wersją homilii wygłoszonych na YouTube’ie w serii „CNN”.

Możecie się rightfully zastanawiać „po kiego grzyba mi wersja książkowa tego co mogę znaleźć na YT??”.

Wiecie, nie będę się tego argumentować w ten sposób, że większość z nas jest wzrokowcami i że fajnie jest podkreślać ważne dla nas fragmenty – a tego, sorry, filmik na YT nie oferuje.

Skupię się na innych zaletach.

Oto one.

1) Imidż. W sensie: jak to cudo wygląda i funkcjonuje.

„Niedzielnik” ułożony jest w ten sposób, że mamy sekcje dotyczące poszczególnych okresów roku liturgicznego. I najpierw lecimy z Adwentem, BN, Wielkim Postem i Wielkanocą, a potem hurtowo do końca okres zwykły.

CO JEST NIEZMIERNIE WAŻNE:

Każdy komentarz poprzedzony jest czytaniami wyciągniętymi wprost z lekcjonarza. Innymi słowy, nie musisz mieć otwartej aplikacji z czytaniami z dnia, czy też osobno Pisma Świętego z zaznaczonymi fragmentami, do których komentarze sobie wylookasz w „Niedzielniku”. Masz to wszystko od razu w jednym miejscu, podane jak na tacy.

Czy zdajecie sobie sprawę jakie to jest WYGODNE??

Najpierw czytania, potem komentarz.

Co mnie się baaardzo, bardzo podoba: strony z czytaniami są zadrukowane na turkusowo-niebiesko, strony z komentarzami są białe. Na mnie dobrze działa taki wizualny podział.

I w ogóle w warstwie wizualnej „Niedzielnik” zdaje egzamin. To pięknie wydana książka, z jednym dominującym kolorem i kontrastową, pomarańczową zakładką-wstążką.

2) Lampa na cały rok

Podoba mi się, jak o.Adam we wstępie pisze, że zaprasza nas do tego, żeby Pismo Święte było dla nas lampą w kolejnym roku naszego życia. W kolejnym roku naszej drogi do zbawienia.

Jaka jest Twoja historia z czytaniem Pisma Świętego? Moja jest …względnie krótka. Zaczęliśmy regularnie z mężem czytać Pismo Święte od kiedy jesteśmy w Ekipach (Ruch Equipes Notre Dame), czyli od 6 lat. Niesamowite jest dla nas to, że teraz nie wyobrażamy sobie życia bez codziennego spotkania z żywym Bogiem w Jego Słowie. Słowo Boże rzeczywiście stało się dla nas lampą – czytamy je i szukamy wskazówek, szukamy ścieżki w tej całej plątaninie dróg codzienności. Pytamy: co? jak? którędy?

Bez różnicy, czy dopiero przymierzasz się do czytania Pisma Świętego, czy jesteś na początku tej znajomości, czy czytasz je regularnie – „Niedzielnik” jest świetnym przewodnikiem. Nie zawsze potrafimy bezbłędnie odczytać mapę. Czasem instrukcja obsługi jest dla nas zwyczajnie nie zrozumiała. A czasami, jeśli chcemy zmontować szafę bez fachowców, to może zająć nam to i trzy dni.

What I’m saying is, mając komentarze o.Adama, jako wytłumaczenie niedzielnych czytań, szybciej dojdziemy do sedna. Podobają mi się jego spostrzeżenia. Doceniam to jak wraca do niektórych słów w językach oryginalnych. Jego wnioski są nieraz zaskakujące – sama bym na dany fragment w ten sposób nie popatrzyła.

Słowo Boże jest lampą, a trafny komentarz do czytań pomaga dobrze tę lampę ustawić. Tak, żeby nie oślepiała, ale ROZświetlała tę ciemność przed nami.

3) Koło ratunkowe. Szczególnie dla rodziców (ale nie tylko).

WRESZCIE, zaleta koronna, rzec można (chociaż brzmi to dość niefortunnie w dzisiejszych czasach 😅).

„Niedzielnik B” jest fantastycznym kołem ratunkowym dla matek i ojców, którzy idą na Mszę z dziećmi i nie za wiele z niej pamiętają.

Jeśli jesteś rodzicem i Twoje dzieci grzecznie siedzą w ławce, wstają i klękają kiedy trzeba, i odpowiadają co trzeba, to ja Ci się kłaniam w pas 😅. Serio!

Ja jestem w tej grupie rodziców, którzy bardzo by chcieli „coś wynieść” z liturgii słowa – jakieś zdanie z czytań, jakąś wskazówkę z homilii…ale dzieci skutecznie ich przed tym sukcesem powstrzymują 😂

Rodzice stają się wtedy drążkiem do ćwiczeń akrobatycznych. Zatrzymują siłą dzieci, zanim te wejdą na ołtarz. Powstrzymują swój wybuch emocji, gdy słyszą „mamo, chce mi się siku” w czasie przeistoczenia. Uciszają wesołe krzyki swoich pociech, najpierw łagodnie, potem już to „ĆŚŚŚŚŚŚŚŚ!!!!!!!” rodzicielskie jest coraz bardziej zdesperowane… chyba wystarczająco nakreśliłam Wam sytuację 😅

Nie chcę tu pokazać, że rodzice to męczennicy na Mszy 😅 ale prawda jest taka, że nierzadko uwaga jest poświęcona nie tam gdzie by się chciało, jak się idzie na Eucharystię z dziećmi.

I jednym ze sposobów na ratunek w takiej sytuacji, jest takie 15-20 minut z „Niedzielnikiem” przed lub po Mszy.

Ja od adwentu po Mszy tuptam sobie do jakiegoś względnie cichego kącika w mieszkaniu, „Niedzielnik” pod pachę i „nadrabiam” zaległości 😅. Siadam, wzywam Ducha Świętego i czytam najpierw czytania, potem komentarz o.Adama. Bardzo mi to pomaga!

Może i wyszłam z Mszy nie wiedząc o czym była liturgia Słowa, ale dzięki tej pozycji Wydawnictwa W Drodze, czuję, że nadrabiam i że w domowym zaciszu spędzam takie „quality time” z Jezusem. Drodzy rodzice, polecam, spróbujcie!

I ostatnie słowo ode mnie: słuchacie, niedługo zacznie się Wielki Post – może to dobra pora, żeby pomyśleć o tym, w jaki sposób chcecie go spędzić? Nie ograniczajcie się „tylko” do niejedzenia słodyczy 😉 Warto zaplanować jak zbliżę się w tym czasie do Pana Boga – a spotykanie Go w Jego Słowie, czytanym ze zrozumieniem i wytłumaczeniem, to autentyczna gwarancja „quality time”.

Ściskam Was ciepło!

B.

Kategorie
Recenzje

A star is born

Czeeeść! Miło Cię tu znów zobaczyć 😊 cieszę się, że tu zaglądasz!

Izolacja trwa i wiele osób chwyta za książkę (oczywiście po to, żeby czytać, a nie rzucać we frustrującego domownika, z którym nie da się wytrzymać na home-office’ie). Ty też? 😊

Ja czasami mam taką tendencję, że nabywam książki pod wpływem impulsu 😜. Widzę (ach!), czytam o czym jest (ach!) i biorę! (No dobra, potem jak przeglądam koszyk i przeliczam fundusze to poświęcam chwilę na namysł. Ale tylko chwilę 😉). I tak oto zostałam właścicielką książki o Esterze.

Powiem Wam całkowicie szczerze, że uwielbiam wydawnictwo RTCK, uwielbiam o.Adama Szustaka (OP), ale kurka wodna, nie wiem do końca po co kupiłam tę książkę.

W sensie, serio? O pięknie kobiety?

Ileż można???

Wiecie, ja mam jakąś taką łaskę (i nie chcę, żeby to brzmiało jakoś pysznie czy coś), że jakiś czas temu (2-3 lata temu?) po prostu zaakceptowałam to jak wyglądam. Nie mam pojęcia jak to zrobiłam, więc ten taki spokój, który od tamtej pory czuję w środku, w Beni, to wierzę, że od Boga pochodzi. Uznałam, że Pan Bóg po prostu stworzył nas w różnych kształtach i kolorach. Jedni są okrąglejsi, inny szczuplejsi. Jedni mają nieco grubsze łydki, inni mają nieco szersze ramiona I TO JEST OK. Mamy różne kształty, jesteśmy „jabłkami”, „gruszkami”, „klepsydrami” i np. tak jak ja „kręgielkami” (bardzo mi pasuje to porównanie mojej sylwetki do kręgielka, a czytałam o nim jeszcze za czasów studiów, wertując w Empiku książkę Trinny i Susannah „Księga kobiecych sylwetek”. Patrząc teraz na okładkę tej książki, przekonuję się, że to naprawdę musiało być bardzo dawno 😫). Inaczej byłoby strasznie nudno!

I teraz uwaga: to jest OK, pod warunkiem, że się NIE ZAPUSZCZAMY. To nie jest tak, że wszystko mi wolno i Panu Bogu wszystko jedno, bo moim zdaniem chodzi o to, żeby NIE ZAPUSZCZAĆ swojego ciała. Czyli? Nihil novi: starać się zdrowo jeść i uprawiać jakąś aktywność fizyczną. „Ale banał…”. Niby banał, ale that’s it! I nie myślcie sobie, że JA myślę sobie, że to takie proste 😜 wieeeeeem jakie to trudne! U mnie najbardziej z tą aktywnością fizyczną. Ale zdecydowałam, że taką filozofię obieram: nie zapuszczać swojego ciała, po prostu o nie dbać jak o przyjaciela, powiem więcej, jak o świątynię Ducha Świętego (!!) i jak o coś, co Pan Bóg stworzył, UTKAŁ, z ogromną, ogromną miłością.

W zaakceptowaniu swojego ciała pomógł mi też bardzo Psalm 139, którego poniższy fragment wisi u mnie, zapisany na kartce, w łazience koło lustra.

Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,
godne podziwu są Twoje dzieła.
I dobrze znasz moją duszę.

Jeśli się nie mylę, kiedyś na Urzekającej było właśnie takie zadanie dla dziewczyn do zrobienia. No. Więc (⬅ I know) jak sobie stoję przed lustrem, to czytam ten fragment na głos od czasu do czasu i się do siebie uśmiecham, i jestem wdzięczna za swoje ciało. Nawet kiedy nie mam makijażu! 😂

I oczywiście, opisałam tutaj tylko kwestię piękna zewnętrznego, a przecież jest jeszcze o wiele, wieeeele ważniejsze i nieprzemijające piękno wewnętrzne, ale takie miałam po prostu skojarzenie i tak się moje myśli potoczyły.

Ale co ja miałam……………aha!! Książka!! 😁

Żeby nie było, książka nie jest tylko o fizycznym pięknie kobiety; w znacznie, znacznie większej mierze jest o tym innym, nie-fizycznym pięknie. W ogóle jak ją czytałam to miałam jakieś deja vu. Czy ja kiedyś już słuchałam konferencji o Esterze? A może Szustak w innych konferencjach przekazywał podobne myśli co przez pół tej książki? Szczerze, nie mam pojęcia. Gdzieś coś dzwoni, ale nie wiem, w którym kościele. No, bo tak: omówienie historii stworzenia Ewy i zasadę przyjmowania komplementów – pamiętam ✅, odrzucenie tego co świat uznaje za piękne i uznanie tego piękna, które widzi w nas nasz Bóg, Stworzyciel, Tato – pamiętam ✅, odrzucenie takiej myśli (i postawy!), że uznanie/aprobata ze strony mężczyzny jest mi potrzebna do szczęścia – też pamiętam ✅. Kurka wodna! No, deja vu jak bum cyk-cyk.

NATOMIAST.

(Teraz nastąpi ta część recenzji, w której powiem Wam co w ten czy inny sposób do mnie przemówiło.)

Po pierwsze primo, hasło: pszczoła.

O.Adam porównuje Esterę do pszczoły (skracam bardzo jego tok myślowy). A jaka jest pszczoła?

„Cały  czas gdzieś lata, czegoś szuka, gdzieś tam bzyczy itd. Jestem przekonany, że ta właściwość zachowania pszczoły jest właśnie jedną z cech dobroci kobiecej. (…) Prawdziwa kobieta jest nieustannie w ruchu. I nie chodzi mi oczywiście o zachowania nerwicowe. Prawdziwa kobieta nieustannie wszystko ogarnia, skacze z kwiatka na kwiatek, by zrobić jak najwięcej.”

Nie chodzi tu oczywiście o przeskakiwanie ze związku w kolejny związek, ale o „stan życiowego, nieustannego poruszania się”.

Skądś to znam! 😂 Bo ja też rzadko usiedzę na miejscu.

I jeszcze podoba mi się jak pisze:

„Kobieta jest jak pszczoła. (…) To istny ruch, energia, która trwa cały czas”.

I wiecie, nie chodzi tutaj o jakieś spektakularne rzeczy, ale bardzo przyziemne DOBRO: ogarnianie rodziny, pomoc sąsiadce, telefon do koleżanki, która być może ma jakiś ciężki czas… Pamiętanie o wysłaniu życzeń urodzinowych, kupowanie prezentów dla najbliższych, zadbanie o to, żeby nie iść z pustymi rękami w odwiedziny do kogoś… Facet – typowy, bo oczywiście są wyjątki – raczej o takich rzeczach nie będzie pamiętał, a my – mam na myśli typowe kobiety – mamy to jakoś w naturze. Nie sądzicie?

I jakoś tak czuję, że to porównanie do pszczoły mi pasuje. Pod warunkiem oczywiście, że – w przeciwieństwie do mnie 😂 – taka pracowita pszczoła nie weźmie za dużo na głowę i nie będzie trzymała dziesięciu srok za ogon 🙄. Chodzi o takie chętne, naturalne, dbanie o innych, robienie dobra. I niezaprzestanie robienia go jak już dzieci wyjdą z domu i zrobi się w życiu mniejszy „ruch” (mam tu na myśli taki rodzinny traffic). Nie. Mamy dalej być w ruchu, dalej działać , dalej rozprzestrzeniać to dobro. Me gusta.

Po drugie primo: gracja.

Jakoś ten temat gracji wywołał we mnie falę różnorakich uczuć, od zdziwienia po oburzenie i jakieś takie uczucie, które można wyrazić gestem wzruszenia ramionami (ale nie chodzi mi tu o obojętność, raczej coś bliżej rezygnacji? Zaakceptowania czegoś?).

O.Adam o gracji pisze tak: „Gracja w kobiecie to coś, co ma w sobie trochę z wyglądu, trochę ze sposobu poruszania się i trochę ze sposobu bycia.” Pisze też, że wśród kobiet, które on zna dużo częściej taką pewną grację spotyka się u pań po 50-tce, czy 60-tce. I dalej:

„gdy spotykam takie kobiety czuję się przy nich po prostu jak wieśniak w gumowcach, który właśnie wyszedł z obory, z gnojem na grabiach” i że mężczyzna przy takiej kobiecie „po prostu jest zaszczycony jej obecnością”.

Czytam to i sobie myślę: „kurka wodna! Coś czuję, że ja chyba nigdy nie będę miała w sobie TAKIEJ gracji!”. Jak czytam ten opis Szustaka, to mi się momentalnie gracja kojarzy z DAMĄ. A ja? Popatrzmy na mnie dzisiaj. „Trochę z wyglądu”: białe trampki, jeansy i biały t-shirt ze sloganem. Okulary słoneczne, srebrna, metaliczna kurtka – ❌. „Trochę ze sposobu poruszania się”: no, w płaskich trampkach trudno kołysać biodrami, ale przynajmniej chodzę w nich pewnie 😂 – ❌. „Trochę ze sposobu bycia”: Potrafię być złośliwa, pyskować do męża i wybuchać, kiedy się we mnie zagotuje i jestem akurat zmęczona – ❌. Oj, słabo to wygląda, Beniu. Chyba nie będzie z Ciebie żadna dama. No właśnie. Ale daję sobie takie dwie opcje: albo znajdę w sobie jakieś inne oblicze gracji albo będę siebie bacznie obserwowała po 50tce. I jeszcze baczniej będę obserwowała czy panowie są zaszczyceni moją obecnością. Ha!

Po trzecie i ostatnie primo: karty pracy.

To dodatek do książki. Kurka woda, jak mnie się to podoba, że coś takiego istnieje!

Karty pracy to świetny sposób na autentyczne i bez ściemy wdrożenie do swojego życia codziennego tych wszystkich myśli i wartości przekazanych w książce. Bo wiadomo jak jest, można przeczytać i odłożyć na półkę, a można nie tylko wziąć coś sobie do serca, ale też realnie coś dobrego zdziałać.

Kart jest 20 i są pięknie wydane, i pięknie zapakowane. Zadania na kartach podzielone są na kategorie: modlitwa, decyzja i działanie. Zaczęłam je robić oczywiście dopiero po przeczytaniu książki i robię je powolutku, ale każdym zadaniem jestem zachwycona. Są rzeczy do zrobienia dla siebie, dla kogoś i dla Boga. Mega. No i zadania z tych kart zbliżają nas do bycia takimi jak królowa Estera z Pisma Świętego.

Wiecie, tak sobie scrolluję i przeglądam to co tu napisałam… bo chciałam zakończyć tę recenzję określeniem dla kogo ta książka w ogóle jest? Kto jest grupą docelową? Bo początkowo miałam taką myśl, że nie do wszystkich kobiet ona jest skierowana. Do tych z kompleksami? Do studentek? Do młodych mężatek? Do singielek? Ale im bardziej dumam nad pszczołą i nad gracją, i jak przeglądam sobie te karty pracy, to myślę sobie, że ten krąg jest o wiele szerszy niż mi się z początku wydawało, i że każda kobieta nad JAKIMŚ (z wielu) aspektów piękna pewnie powinna popracować. Piękna = dobra.

Panowie, może się wypowiecie? Jaka (nie „która” 😉) kobieta Wam imponuje?

Dziewczyny, no i jak z tym pięknem jest u Was? Kiedy czujecie się piękne?