Kategorie
Recenzje

A star is born

Czeeeść! Miło Cię tu znów zobaczyć 😊 cieszę się, że tu zaglądasz!

Izolacja trwa i wiele osób chwyta za książkę (oczywiście po to, żeby czytać, a nie rzucać we frustrującego domownika, z którym nie da się wytrzymać na home-office’ie). Ty też? 😊

Ja czasami mam taką tendencję, że nabywam książki pod wpływem impulsu 😜. Widzę (ach!), czytam o czym jest (ach!) i biorę! (No dobra, potem jak przeglądam koszyk i przeliczam fundusze to poświęcam chwilę na namysł. Ale tylko chwilę 😉). I tak oto zostałam właścicielką książki o Esterze.

Powiem Wam całkowicie szczerze, że uwielbiam wydawnictwo RTCK, uwielbiam o.Adama Szustaka (OP), ale kurka wodna, nie wiem do końca po co kupiłam tę książkę.

W sensie, serio? O pięknie kobiety?

Ileż można???

Wiecie, ja mam jakąś taką łaskę (i nie chcę, żeby to brzmiało jakoś pysznie czy coś), że jakiś czas temu (2-3 lata temu?) po prostu zaakceptowałam to jak wyglądam. Nie mam pojęcia jak to zrobiłam, więc ten taki spokój, który od tamtej pory czuję w środku, w Beni, to wierzę, że od Boga pochodzi. Uznałam, że Pan Bóg po prostu stworzył nas w różnych kształtach i kolorach. Jedni są okrąglejsi, inny szczuplejsi. Jedni mają nieco grubsze łydki, inni mają nieco szersze ramiona I TO JEST OK. Mamy różne kształty, jesteśmy „jabłkami”, „gruszkami”, „klepsydrami” i np. tak jak ja „kręgielkami” (bardzo mi pasuje to porównanie mojej sylwetki do kręgielka, a czytałam o nim jeszcze za czasów studiów, wertując w Empiku książkę Trinny i Susannah „Księga kobiecych sylwetek”. Patrząc teraz na okładkę tej książki, przekonuję się, że to naprawdę musiało być bardzo dawno 😫). Inaczej byłoby strasznie nudno!

I teraz uwaga: to jest OK, pod warunkiem, że się NIE ZAPUSZCZAMY. To nie jest tak, że wszystko mi wolno i Panu Bogu wszystko jedno, bo moim zdaniem chodzi o to, żeby NIE ZAPUSZCZAĆ swojego ciała. Czyli? Nihil novi: starać się zdrowo jeść i uprawiać jakąś aktywność fizyczną. „Ale banał…”. Niby banał, ale that’s it! I nie myślcie sobie, że JA myślę sobie, że to takie proste 😜 wieeeeeem jakie to trudne! U mnie najbardziej z tą aktywnością fizyczną. Ale zdecydowałam, że taką filozofię obieram: nie zapuszczać swojego ciała, po prostu o nie dbać jak o przyjaciela, powiem więcej, jak o świątynię Ducha Świętego (!!) i jak o coś, co Pan Bóg stworzył, UTKAŁ, z ogromną, ogromną miłością.

W zaakceptowaniu swojego ciała pomógł mi też bardzo Psalm 139, którego poniższy fragment wisi u mnie, zapisany na kartce, w łazience koło lustra.

Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,
godne podziwu są Twoje dzieła.
I dobrze znasz moją duszę.

Jeśli się nie mylę, kiedyś na Urzekającej było właśnie takie zadanie dla dziewczyn do zrobienia. No. Więc (⬅ I know) jak sobie stoję przed lustrem, to czytam ten fragment na głos od czasu do czasu i się do siebie uśmiecham, i jestem wdzięczna za swoje ciało. Nawet kiedy nie mam makijażu! 😂

I oczywiście, opisałam tutaj tylko kwestię piękna zewnętrznego, a przecież jest jeszcze o wiele, wieeeele ważniejsze i nieprzemijające piękno wewnętrzne, ale takie miałam po prostu skojarzenie i tak się moje myśli potoczyły.

Ale co ja miałam……………aha!! Książka!! 😁

Żeby nie było, książka nie jest tylko o fizycznym pięknie kobiety; w znacznie, znacznie większej mierze jest o tym innym, nie-fizycznym pięknie. W ogóle jak ją czytałam to miałam jakieś deja vu. Czy ja kiedyś już słuchałam konferencji o Esterze? A może Szustak w innych konferencjach przekazywał podobne myśli co przez pół tej książki? Szczerze, nie mam pojęcia. Gdzieś coś dzwoni, ale nie wiem, w którym kościele. No, bo tak: omówienie historii stworzenia Ewy i zasadę przyjmowania komplementów – pamiętam ✅, odrzucenie tego co świat uznaje za piękne i uznanie tego piękna, które widzi w nas nasz Bóg, Stworzyciel, Tato – pamiętam ✅, odrzucenie takiej myśli (i postawy!), że uznanie/aprobata ze strony mężczyzny jest mi potrzebna do szczęścia – też pamiętam ✅. Kurka wodna! No, deja vu jak bum cyk-cyk.

NATOMIAST.

(Teraz nastąpi ta część recenzji, w której powiem Wam co w ten czy inny sposób do mnie przemówiło.)

Po pierwsze primo, hasło: pszczoła.

O.Adam porównuje Esterę do pszczoły (skracam bardzo jego tok myślowy). A jaka jest pszczoła?

„Cały  czas gdzieś lata, czegoś szuka, gdzieś tam bzyczy itd. Jestem przekonany, że ta właściwość zachowania pszczoły jest właśnie jedną z cech dobroci kobiecej. (…) Prawdziwa kobieta jest nieustannie w ruchu. I nie chodzi mi oczywiście o zachowania nerwicowe. Prawdziwa kobieta nieustannie wszystko ogarnia, skacze z kwiatka na kwiatek, by zrobić jak najwięcej.”

Nie chodzi tu oczywiście o przeskakiwanie ze związku w kolejny związek, ale o „stan życiowego, nieustannego poruszania się”.

Skądś to znam! 😂 Bo ja też rzadko usiedzę na miejscu.

I jeszcze podoba mi się jak pisze:

„Kobieta jest jak pszczoła. (…) To istny ruch, energia, która trwa cały czas”.

I wiecie, nie chodzi tutaj o jakieś spektakularne rzeczy, ale bardzo przyziemne DOBRO: ogarnianie rodziny, pomoc sąsiadce, telefon do koleżanki, która być może ma jakiś ciężki czas… Pamiętanie o wysłaniu życzeń urodzinowych, kupowanie prezentów dla najbliższych, zadbanie o to, żeby nie iść z pustymi rękami w odwiedziny do kogoś… Facet – typowy, bo oczywiście są wyjątki – raczej o takich rzeczach nie będzie pamiętał, a my – mam na myśli typowe kobiety – mamy to jakoś w naturze. Nie sądzicie?

I jakoś tak czuję, że to porównanie do pszczoły mi pasuje. Pod warunkiem oczywiście, że – w przeciwieństwie do mnie 😂 – taka pracowita pszczoła nie weźmie za dużo na głowę i nie będzie trzymała dziesięciu srok za ogon 🙄. Chodzi o takie chętne, naturalne, dbanie o innych, robienie dobra. I niezaprzestanie robienia go jak już dzieci wyjdą z domu i zrobi się w życiu mniejszy „ruch” (mam tu na myśli taki rodzinny traffic). Nie. Mamy dalej być w ruchu, dalej działać , dalej rozprzestrzeniać to dobro. Me gusta.

Po drugie primo: gracja.

Jakoś ten temat gracji wywołał we mnie falę różnorakich uczuć, od zdziwienia po oburzenie i jakieś takie uczucie, które można wyrazić gestem wzruszenia ramionami (ale nie chodzi mi tu o obojętność, raczej coś bliżej rezygnacji? Zaakceptowania czegoś?).

O.Adam o gracji pisze tak: „Gracja w kobiecie to coś, co ma w sobie trochę z wyglądu, trochę ze sposobu poruszania się i trochę ze sposobu bycia.” Pisze też, że wśród kobiet, które on zna dużo częściej taką pewną grację spotyka się u pań po 50-tce, czy 60-tce. I dalej:

„gdy spotykam takie kobiety czuję się przy nich po prostu jak wieśniak w gumowcach, który właśnie wyszedł z obory, z gnojem na grabiach” i że mężczyzna przy takiej kobiecie „po prostu jest zaszczycony jej obecnością”.

Czytam to i sobie myślę: „kurka wodna! Coś czuję, że ja chyba nigdy nie będę miała w sobie TAKIEJ gracji!”. Jak czytam ten opis Szustaka, to mi się momentalnie gracja kojarzy z DAMĄ. A ja? Popatrzmy na mnie dzisiaj. „Trochę z wyglądu”: białe trampki, jeansy i biały t-shirt ze sloganem. Okulary słoneczne, srebrna, metaliczna kurtka – ❌. „Trochę ze sposobu poruszania się”: no, w płaskich trampkach trudno kołysać biodrami, ale przynajmniej chodzę w nich pewnie 😂 – ❌. „Trochę ze sposobu bycia”: Potrafię być złośliwa, pyskować do męża i wybuchać, kiedy się we mnie zagotuje i jestem akurat zmęczona – ❌. Oj, słabo to wygląda, Beniu. Chyba nie będzie z Ciebie żadna dama. No właśnie. Ale daję sobie takie dwie opcje: albo znajdę w sobie jakieś inne oblicze gracji albo będę siebie bacznie obserwowała po 50tce. I jeszcze baczniej będę obserwowała czy panowie są zaszczyceni moją obecnością. Ha!

Po trzecie i ostatnie primo: karty pracy.

To dodatek do książki. Kurka woda, jak mnie się to podoba, że coś takiego istnieje!

Karty pracy to świetny sposób na autentyczne i bez ściemy wdrożenie do swojego życia codziennego tych wszystkich myśli i wartości przekazanych w książce. Bo wiadomo jak jest, można przeczytać i odłożyć na półkę, a można nie tylko wziąć coś sobie do serca, ale też realnie coś dobrego zdziałać.

Kart jest 20 i są pięknie wydane, i pięknie zapakowane. Zadania na kartach podzielone są na kategorie: modlitwa, decyzja i działanie. Zaczęłam je robić oczywiście dopiero po przeczytaniu książki i robię je powolutku, ale każdym zadaniem jestem zachwycona. Są rzeczy do zrobienia dla siebie, dla kogoś i dla Boga. Mega. No i zadania z tych kart zbliżają nas do bycia takimi jak królowa Estera z Pisma Świętego.

Wiecie, tak sobie scrolluję i przeglądam to co tu napisałam… bo chciałam zakończyć tę recenzję określeniem dla kogo ta książka w ogóle jest? Kto jest grupą docelową? Bo początkowo miałam taką myśl, że nie do wszystkich kobiet ona jest skierowana. Do tych z kompleksami? Do studentek? Do młodych mężatek? Do singielek? Ale im bardziej dumam nad pszczołą i nad gracją, i jak przeglądam sobie te karty pracy, to myślę sobie, że ten krąg jest o wiele szerszy niż mi się z początku wydawało, i że każda kobieta nad JAKIMŚ (z wielu) aspektów piękna pewnie powinna popracować. Piękna = dobra.

Panowie, może się wypowiecie? Jaka (nie „która” 😉) kobieta Wam imponuje?

Dziewczyny, no i jak z tym pięknem jest u Was? Kiedy czujecie się piękne?