
Mój drogi czytelniku, przeczytaj do końca ten post, bo garderoba kapsułowa to jest być może coś czego potrzebuje Twoja żona, żeby się szybciej rano wygrzebać 😉
Hej czytelniku, czytelniczko! 😊
Jak się masz? Mam nadzieję, że pogoda u Ciebie lepsza niż u mnie, że korzystasz z uroków tego pięknego miesiąca jakim jest czerwiec i hasasz sobie po łonie natury niczym rączy jeleń… no. U nas pada. 😑 Oby chociaż zagrożenie suszą minęło dzięki temu.
Wiesz co, nie uwierzysz, ale do napisania tego posta zainspirowała mnie książka „Dzień z życia diabła”, którą tydzień temu recenzowałam. Say what? „Co diabeł ma do ciuchów?” – pomyślisz sobie. Ha! Mój drogi, moja droga, więcej niż myślisz.
Nie wiem jak u Ciebie, ale u nas poranki są zawsze nerwowe. Dorośli się zazwyczaj spieszą, poganiają dzieci, które się zazwyczaj guzdrają, no i co tu dużo gadać…różnie się to kończy. Nierzadko jest tak, że kiedy wszyscy już szczęśliwie wylądujemy w aucie, to rozpoczynamy modlitwę od słów „przepraszamy Cię, Jezu, że diabeł zrobił nam zwarcie”… (Jak w tej piosence, nie wiem czy kojarzycie z dzieciństwa „Bądź z nami w kontakcie, Panie Boże, choć diabeł robi nam zwarcie” 😁 ). Przez „zwarcie” rozumiemy tutaj (że tak Ci wytłumaczę, co autor miał na myśli 😂) kłótnię, wybuch, czy jakiekolwiek inne niefajne zachowanie, gdzie nie daliśmy rady to keep our cool.
I tak sobie dumałam ostatnio, że w książce o.Janusza Pydy OP diabeł właśnie instruował adeptów kuszenia, żeby zadbali o to, żeby ludzie mieli nerwowe poranki. To znaczy: za późno wstawali, najlepiej nic nie jedli na śniadanie, ubrali się w byle co i wybiegali z językiem na brodzie do pracy, warcząc na wszystkich, którzy się napatoczyli po drodze.
I miałam taki łańcuszek myślowy o zbyt późnym wstawaniu, robieniu wszystkiego w pośpiechu i że ileż to razy było tak, że dzieci już wyszykowane, mąż już prawie za drzwiami, a ja stoję przed szafą i w popłochu szukam czegoś do ubrania, co nie tylko będzie niewygniecione, ale też będzie do siebie pasowało! Ha! I nagle – oświecenie – przecież ileż to by mi czasu zaoszczędziło, ileż nerwów bym sobie nie postrzępiła, gdybym miała taką garderobę kapsułową, o której pisze Karolina Bączkiewicz, którą poleca Erin z Cottonstem, i którą można sobie wyszukać ku inspiracji na Pintereście. Ach i och.
Co to jest garderoba kapsułowa?
Uprzedzam, że to nie jest blog modowy i w różnych bardziej profesjonalnych źródłach możesz spotkać się z inną definicją. I że to jest moja pierwsza garderoba kapsułowa ever, więc na pewno nie jest idealna. Ale co tam.
Powiem Ci czym ona jest dla mnie: jest to zestaw ciuchów, w którym – z grubsza rzecz ujmując – wszystko pasuje do wszystkiego. Kiedy więc stajesz przed szafą, gapisz się na nią (otwartą, rzecz jasna) i myślisz sobie po raz n-ty, że „nie mam się w co ubrać!” (a która z nas NIE BYŁA w tej sytuacji??), chociaż ciuchów w niej nie brakuje – to garderoba kapsułowa jest dla Ciebie. Albo jeśli rano potrzebujesz po prostu szybko się ubrać do pracy i nie masz jakiegoś genialnego pomysłu na kreację – to garderoba kapsułowa jest dla Ciebie. Masz po prostu zestaw ubrań, wybierasz z niego górę, wybierasz z niego dół i wiesz, że ten set działa, że czujesz się w nim dobrze i możesz z czystym sumieniem iść podbijać świat. A na dodatek, nie jesteś ostatnia pod drzwiami gotowa do wyjścia, co wzbudza podziw dzieci i męża („cooo?? Mama już gotowa???”). Co Ty na to?
Dlaczego zwlekałam z zestawieniem sobie garderoby kapsułowej?
Kurczę blade, powiem Ci, że pomysł mi się zawsze podobał, ale jakoś spisałam siebie na straty myśląc tak:
- „mnie się podobają TAK różne rzeczy, że NA PEWNO nic do siebie pasować nie będzie”,
- „z tego co widzę i czytam, to garderoba kaspułowa opiera się przede wszystkim na klasycznych kolorach (biele, czernie, beże itp.) i fasonach, a ja od klasyki wolę się po prostu wyróżniać”.
Ale wiesz co, był dla mnie taki moment eureki: stałam właśnie przed szafą i sobie dumałam. I w pewnym momencie patrzę na moje niebieskie jeansy i mnie olśniło: jeansy są moją klasyką. Uwielbiam je, czuję się w nich jak we własnej skórze… i to była ta furtka, którą sobie biodrem otworzyłam i ta myśl dodała mi tej wolności, którą potrzebowałam, żeby stworzyć garderobę kapsułową zgodną z moim gustem, ze mną samą. Bo to dla mnie osobiście znaczyło, że kolor jeansowy wskoczył do mojego zestawy kolorów „klasyczych”.
A to, że podobają mi się różne rzeczy (niekoniecznie do siebie pasujące)? Garderoba kapsułowa to baza. Jeśli masz czas lub inną inspirację, to po prostu bierzesz sobie coś spoza niej. Np. mam fuksjową koszulę, której nie dodałam do garderoby kapsułowej, ale po prostu wiem, że wygląda dobrze z czarnymi jeansami albo z zieloną spódnicą i jeśli będę miała ochotę ją założyć, to wiem z czym.
Dobra. Bo ja to lubię gadać. Mogę długo. Przejdźmy zatem do zdjęć i opowiem Wam ciut więcej nt. tego co wybrałam i z czym to zestawiłam.
Aha! Ważne! U mnie w pracy obowiązuje business casual, który, choćby nie wiem co, zostawia sporo do własnej interpretacji. Wykorzystuję więc te szare strefy na swoją korzyść (więcej luzu). Hłe, hłe, hłe.
Po pierwsze: sukienki. Łatwiej się nie da. Jeden artykuł odzieżowy, buty i lecisz, siostro. Te dwie – uwielbiam.
Zielona spódnica. To w mojej kapsułowej garderobie akcent kolorystyczny. Mam do niej dwie eleganckie białe bluzki i jedną czarną, którą zaliczam do uniwersalnych (czyli i do biura i na weekend). Zobaczcie na buty na pierwszym zdjęciu – jasne espadryle. Uwielbiam w nich to, że dają eleganckim setom takiego sympatycznego pstryczka w nos i „luzują” trochę styl. Nie cierpię sztywności w pracy i zadzierania nosa, więc mieszam biurowe ciuchy z casualowymi i tym samym pokazuję, że nie musimy być tacy „ą-ę”.
Jasnoniebieska spódnica ołówkowa w prążki. Czasem z paskiem, czasem nie. Pasują do niej zarówno: biała elegancja bluzka, musztardowa bluzka (żółty/musztardowy to mój drugi akcent kolorystyczny w garderobie kapsułowej), czarna bluzka uniwersalna, biała z perełkami i coś co lubię najbardziej: biały t-shirt z napisem. OMG. Przyznaję się, że mam słabość do białych t-shirtów z dobrym sloganem. I zobaczcie: dalej mamy biurowy styl, wyluzowany, ale dalej biurowy. A do tego, jeśli dobrać jakąś delikatną, elegancką bransoletkę, to mamy fajną równowagę między luzem a wykwintnością. No i kieszenie w spódnicy ❤.
Czarna spódnica koronkowa. Z mojej szafy najłatwiej było mi dobrać do niej białe i czarne bluzki, ale fajnie by też wyglądała jakaś w kolorze kremowym czy beżowym.
Spodnie! Moje ukochane jeansy!
U mnie w pracy można nosić jeansy ciemnoniebieskie lub czarne i wyobraźcie sobie, że te z perełkami znalazłam w Lidu! Boskie są! I powiem Wam, że tak naprawdę wszystkie te moje bluzki z garderoby kapsułowej by tutaj pasowały: i do granatowych jeansów, i do czarnych spodni. Zobaczcie na sety z granatową bluzką z kwiatami. Zakładam białe adidasy i zaczynam weekend, zakładam złote baleriny i idę do biura. Bomba. Za to ta biała bluzka ma takie fajne rozcięcie z boku, co sprawia, że jest po prostu niesztampowa.
Podsumujmy: 3 spódnice, 2 pary spodni, 7 bluzek, 2 sukienki, 3 pary butów. I ciuchowe pomysły na prawie miesiąc pracy biurowej. Ha!
Zachęcam do przejrzenia swojej szafy. Wybierzcie kilka dołów i dobierzcie do nich trochę bluzek. Sprawdźcie co z czym działa dla Was. Taka garderoba kapsułowa to naprawdę oszczędność czasu i nerwów (nie tylko Waszych 😅) przy porannym wychodzeniu z domu 😉.
Ściskam ciepło!
