Kategorie
Recenzje

Badass Book of Saints

Cześć! 😊

Na początek zapytam Cię oczywiście tradycyjnie i jak najbardziej szczerze: co u Ciebie? Jak się miewasz? Czy o siebie odpowiednio dbasz? A jak Twoi bliscy? Będę zaszczycona, jeśli skrobniesz coś w komentarzu.

Jednocześnie, daję Ci znać, że moja ekscytacja sięga przynajmniej sufitu w kamienicy, bo dzisiaj chcę opowiedzieć Ci o książce Marii Morera Johnson „Zuchwała księga świętych. O odważnych kobietach, które pokazały mi jak żyć”.

Kochani czytelnicy, może powiem od razu bez owijania w bawełnę, że jestem zachwycona tą książką. I ogromnie wdzięczna wydawnictwu W drodze, że zdecydowało się ją wydać. I za okładkę, która w moim odczuciu jest taka, jaka powinna być (przy takim tytule) – mocna, zdecydowana, kobieca, silna, niechowająca się po krzakach. Zaryzykuję stwierdzenie, że ta książka może BARDZO mocno wpłynąć na Twoje życie duchowe. Na moje właśnie wpłynęła.

Tak więc, sorry, Gregory, będę teraz piać z zachwytu nad tą książką. Od razu mówię, że zachwyt nie jest sponsorowany, za to jest szczery i autentyczny. Ale żeby recenzja nie miała kilkunastu stron, opowiem o 3 rzeczach, które mnie się w tej książce strrrrrasznie spodobały.

1) Sama autorka.

Znacie Marię Morera Johnson? Ja przyznaję się, że widocznie jeszcze mam dosyć dużo tego naszego katolickiego who’s who do nadrobienia, bo ja o niej nie słyszałam, CHOCIAŻ jak zobaczyłam jej zdjęcie, mam wrażenie, że gdzieś tam w internetach wcześniej mi mignęło. Amerykanka kubańskiego pochodzenia, KATOLICZKA (co NIE JEST typowe dla mieszkańca USA, sami przyznajcie, CHOCIAŻ, jak mnie mój mąż oświecił, Stany są na czwartym miejscu wśród krajów o największej liczbie katolików 😳. Wiedzieliście o tym? Tak, to po części zasługa imigrantów no i po prostu tego, że to ogromny kraj, z ogromną liczbą ludności, ALE to nie zmienia faktu: 4. miejsce. na. świecie!), BLOGERKA (ha! 😁), wykładowczyni literatury w college’u, fanka książek sci-fi i opowieści o superbohaterach (w tym momencie zdobyła moje serce) i – o mamo! – prowadząca program Catholic Weekend i współorganizatorka The Catholic New Media Conference.

Ludzie drodzy.

Wystarczyło, że przeczytałam czym ta babka się zajmuje i już ją uwielbiałam.

I co ona sama pisze o tym dlaczego w ogóle ta książka powstała, patrzcie:

„Jako młoda kobieta żyłam w błędnym przekonaniu, że podążanie drogą świętości oznacza nudne życie wypełnione długimi okresami kontemplacji i ciszy. Tęskniłam za znalezieniem przykładów do naśladowania, które by odzwierciedlały moje podejście do życia – święte głośno się zaśmiewające, o ostrym języku często wpędzającym je w kłopoty, kobiety nielękające się bycia sobą i wyrażenia tego, co myślą, nawet jeśli to miałoby zburzyć porządek rzeczy.

Mówiąc krótko, tęskniłam za znalezieniem zuchwałych [badass] kobiet żyjących prawdziwą świętością. Kobiet, z którymi być może miałabym choć trochę wspólnego.”

O mamooo! You and me both, sister!

Jak piszę to na klawiaturze laptopa, to moje ręce trzęsą się z emocji: JA TEŻ TAK MAM!

Ja też napatrzyłam się na wizerunki świętych w powiewających szatach (w 99% habitach), z oczami wzniesionymi do nieba, rękami w geście modlitwy lub innym (bliżej nieokreślonym) i zastanawiałam się: gdzie… ja… w tym? Jak taka świętość ma się do mojego życia? Czy to, że chciałabym wieść życie pełne akcji i energii…jakoś…wyklucza mnie na wstępie z tego grona?

Ha!

Niezmiernie się cieszę, że nie tylko ja szukam innego wzoru świętości. I nie chodzi mi o idee, a o zwykłe, codzienne życie. Zwykłe, codzienne czynności. Może zabrzmi to absurdalnie, ale już po przeczytaniu bio i fragmentu wprowadzenia czułam, że mam w tej kobiecie, Marii Morera Johnson (tutaj w skrócie MMJ 😉) bratnią duszę.

2) Panteon świętych

No i co, czy te święte przedstawione przez MMJ rzeczywiście są takie badass?

Wiecie, przeczuwałam, że znajdę tu wojowniczą św. Joannę d’Arc, upartą św. Katarzynę ze Sieny i niedoścignioną i niezrozumiałą dla mnie św. Joannę Berettę Molla. Ale, obviously, okazuje się, że tych przebojowych świętych jest więcej i co ciekawe: MMJ paruje je pod względem omawianej CNOTY z kobietami, które świętymi nie są: albo „jeszcze”, albo „nie są i nigdy nie będą”. Nie chcę Wam zdradzać szczegółów, ale jest tu znana aktorka, znana fotografka, kobieta-szpieg – normalnie cały wachlarz. Dzięki autorce poznałam święte, które w ten czy inny sposób były twardzielkami. Były odważne. Nietuzinkowe. To jak żyły, to co robiły, to nie była tylko modlitwa i kontemplacja (chociaż oczywiście, że było jej dużo!).

I – co mnie osobiście bardzo, BARDZO zaskoczyło, ucieszyło, zachwyciło – wiele (większość?) z nich była ORGANIZATORKAMI.

Aaaaa!!! Nie wiem czy czujecie ten entuzjazm 😁😅. Ale organizacja to moje drugie imię. Benia Organizacja Franek 😄 Kiedy mam czas i przestrzeń, żeby coś zorganizować, tworzyć, dzielić się z ludźmi moją wizją i zapalać ich do czegoś, i wspólnie nad czymś twórczym pracować – jestem w stanie flow.

Pod tym względem te święte bardzo mi zaimponowały. No wiecie, jutrznia, śniadanie i heyah: „idę założyć klasztor. Który? Och, po dwunastym przestałam już liczyć. Wszystko na chwałę Boga”. 🙏

Niezwykle ubogacające jest też to, że autorka cały czas odnosi żywoty tych kobiet do swojego własnego życia. Za każdym razem i znajduje podobieństwa, w tym co przechodziły, i widzi jak te święte kobiety ją inspirują do dalszej pracy nad sobą.

A propos pracy nad sobą…

3) Z tą książką się pracuje.

Tak, tak, kochani. Jeśli myślicie, że będziecie ją czytać na wpół-śpiąco, do poduszki… no, to niby możecie, ale wiele stracicie.

Bo pani profesor z college’u zrobiła coś absolutnie rewelacyjnego, a mianowicie, po każdym rozdziale czekają na Was PYTANIA. DO. REFLEKSJI.

Po przeczytaniu każdego rozdziału, jest przewidziany czas na zastanowienie się nad życiem konkretnej świętej, tym, co ona reprezentuje i jak to się ma do TWOJEGO życia.

No po prostu czad!

I, kurka wodna, nie wiem czy Wam zdradzać co jest NA KOŃCU książki… Czy to będzie spojler???

Ach, ach, ach, chyba Wam powiem.

Słuchajcie, a na końcu książki jest przewidziany 6-tygodniowy program pracy nad sobą, nad swoim rozwojem duchowym, w oparciu o historie tych świętych kobiet. Zagadnienia do dyskusji, dodatkowe pytania i ćwiczenia praktyczne. To jest, moi mili, materiał DO PRACY W GRUPIE.

.

.

.

POZAMIATANE.

.

.

.

No, po prostu, she nailed it.

.

.

O rajuśku. To oczywiście zależy od czytelnika, ale ta książka ma naprawdę potencjał do miana „książki zmieniającej życie”. No, a już na pewno, do „książki mega rozwijającej duchowo”. Czyli, to praktycznie to samo, nieprawdaż?

Pytanie do Was: jacy są Wasi ulubieni święci? Napiszcie w komentarzu kto ze świętych Was inspiruje 😊

Kategorie
Gift Guide'y

Gift guide na Dzień Ojca

Heeeeej miły czytelniku, miła czytelniczko! 😊

Super, że wpadłeś lub wpadłaś!

Co u Ciebie słychać?

U mnie? Ha! To zależy 😁.

Jeśli czytasz ten post przed 8 to jestem w trakcie (niewykluczone, że nerwowego) dojazdu do pracy – pierwszy raz od czasu pandemii spędzę dzień w biurze i – może jestem dziwna – ale cieszę się. O mamo, jak się cieszę. Brakowało mi tej rutyny wychodzenia z domu, znajomych z pracy (w wersji na żywo 😁), załatwiania czegoś po pracy, itd… Za dwa tygodnie znowu będę miała HO, więc korzystam z możliwości!

Jeśli czytasz ten post 8-16, to na pewno sumiennie pracuję (ha!), opierając się na wygodnym krześle (ha! Wreszcie!).

A jeśli zaglądasz tu wieczorem, to pewnie padam z nóg 😂 i między „Mamo, popatrz!” (5-latka) a „Pać! Paaaaać!” (to samo, w wersji dwulatka) staram się ułożyć listę zakupów tygodniowych.

Uff!

To sobie pogadaliśmy 😂, a teraz do rzeczy!

Dzień Ojca się zbliża wielkimi krokami! Nie wiem jak Ty, ale ja zawsze miałam zagwozdkę co kupić mojemu tacie na jakąkolwiek okazję. Coś innego niż skarpetki 😑. I jak tak sobie ostatnio przeglądałam różne zestawienia prezentów „dla niego”, to przewijało się mnóstwo rodzajów alkoholi, szklanek do alkoholi, multitooli i krawatów…i to jest jak najbardziej OK, ale JA po prostu szukałam czegoś innego.

A jak zapytałam ostatnio znajomych chłopaków co ich zdaniem jest dobrym prezentem na Dzień Ojca, wiesz co mi powiedzieli? „Nooo! To co na pierwszą komunię: quady, rowery… To się nie zmienia 😁”.

🤦‍♀️

To mi pomogli 😂

Ja tu zaprezentuję trochę inne zestawienie. Tradycyjnie, mieszankę uniwersalnych upominków jak i katoprezentów.

Jedziemy!

1) Opaska sportowa Mi Smart Band 4 – oprócz bycia zegarkiem pokazuje pogodę, spalone kalorie, ilość kroków, mierzy tętno, sprawdza jakość snu – pełen serwis. Tato nie musi być biegaczem czy pływakiem – opaska sprawdza się również wtedy, kiedy trzeba zająć czymś berbecia siedzącego na kolanach. Np. bombelek może coś poklikać na wyświetlaczu w czasie kazania. Sprawdzone. Działa.

2) Męski różaniec na rękę – dla pobożnego faceta to żadna siara mieć różaniec na nadgarstku, a jak jeszcze jest w dobrym stylu, to nic tylko z dumą nosić i się modlić.  A ten z Mia Maria mnie osobiście zachwyca – elegancki 🤵, a jednocześnie na moje oko ma coś w sobie ze stylu „surfin USA” 🌊🌴.

3) Bluza z krzyżem św. Benedykta – jeśli chodzi o odzież chrześcijańską (że tak to nazwę), to powiem Wam, że jestem wybredna i strasznie mi ciężko znaleźć sklepy, które nie oferują katolipy. Ale to, co w swojej ofercie ma slowomamoc.pl baaardzo mi się podoba. Spójrzcie tylko na tę piękną bluzę! Dobry jakościowo materiał i mega wzór.

4) Książka „Projekt supertata. Dziesięć narzędzi potrzebnych każdemu ojcu”. Książka zachwalana przez masę, MASĘ facetów. Napisana dla chrześcijańskich ojców, którzy, postępując na wzór Ojca w niebie, chcą mieć szczęśliwe, spełnione rodziny. Świetna sprawa, że na stronie wydawnictwa, można przeczytać fragment książki, koniecznie zajrzyjcie!

5) Zestaw koszulka dla Taty i body lub bluzka dla Dziecka – super pomysł dla świeżo upieczonego taty. W sklepie fabrykabodziakow.pl znajdziecie różne wzory; mi wpadł w oko ten z pizzą – uważam, że jest U-RO-CZY. Koniecznie zróbcie potem zdjęcie na pamiątkę 😊.

6) Audiokonferencja Jacka Pulikowskiego (uwaga, długi tytuł) „Jak zbudować dom tętniący życiem, stać się bohaterem swoich dzieci i sprawić, by ukochana kobieta oszalała ze szczęścia” wydana przez RTCK. Jeśli tatuśko traci dużo czasu na dojazdy do pracy i akurat nie odmawia pompejanki, to taka audiokonferencja to jest mega pożyteczny sposób na spędzenie czasu w aucie. Konferencję można zamówić jako plik mp3 (od razu wyląduje na mailu) albo w wersji z pendrivem – i mamy na pamiątkę przydatny gadżet.

7) Personalizowany kubek termiczny – dla miłośników kawy przedmiot niezbędny. A jak jeszcze dołożycie do tego jakąś fancy kawę to zestaw-marzenie.

8) Spinki do mankietów – wydaje mi się, że tych nigdy nie za wiele 😉 a nie wszystkie muszą być supereleganckie. Tutaj np. znajdziecie spinki z symbolem Batmana, hełmem Ironmana lub logo Jamesa Bonda. Nadadzą się nie tylko na wesela, ale na wszelkie uroczystości rodzinne, a może niektórzy tatusiowie i do pracy noszą?

9) Słuchawki bezprzewodowe Sony – bardzo przydatny gadżet dla zabieganych i/lub zapracowanych ojców (powiem Wam, że rozmowy biznesowe prowadzi się zupeeełnie inaczej, kiedy możemy swobodnie gestykulować. Mąż potwierdza). Akurat te słuchawki są chwalone za doskonały bas i długi czas pracy bez ładowania. Bomba!

10) Zestaw: kubek + herbata + ciasteczka ze sklepu spodlady.pl – podoba mi się to, ze można wybrać spośród wielu kubków, a każdy z nich mnie osobiście rozczula. Jest kubek dla majstra klepki, wędkarza, taty wymiatacza 😁 i innych. Zestaw pięknie zapakowany – od razu do wręczenia.

Moi Drodzy, to tyle propozycji ode mnie!

A jak jest u Was z kupowaniem prezentów dla Waszych tatów? Easy-peasy czy ostra rozkmina co roku? Podzielcie się swoimi inspiracjami w komentarzach, bardzo jestem ciekawa!

A może czyta to jakiś tato i chciałby dorzucić swoje pomysły? Śmiało! 😊

Kategorie
Dom

Garderoba kapsułowa do biura

Ściana pomazana kredkami. I mean, kto ma dzieci, ten wie. W pewnym momencie po prostu już odpuszczasz.

Mój drogi czytelniku, przeczytaj do końca ten post, bo garderoba kapsułowa to jest być może coś czego potrzebuje Twoja żona, żeby się szybciej rano wygrzebać 😉

Hej czytelniku, czytelniczko! 😊

Jak się masz? Mam nadzieję, że pogoda u Ciebie lepsza niż u mnie, że korzystasz z uroków tego pięknego miesiąca jakim jest czerwiec i hasasz sobie po łonie natury niczym rączy jeleń… no. U nas pada. 😑 Oby chociaż zagrożenie suszą minęło dzięki temu.

Wiesz co, nie uwierzysz, ale do napisania tego posta zainspirowała mnie książka „Dzień z życia diabła”, którą tydzień temu recenzowałam. Say what? „Co diabeł ma do ciuchów?” – pomyślisz sobie. Ha! Mój drogi, moja droga, więcej niż myślisz.

Nie wiem jak u Ciebie, ale u nas poranki są zawsze nerwowe. Dorośli się zazwyczaj spieszą, poganiają dzieci, które się zazwyczaj guzdrają, no i co tu dużo gadać…różnie się to kończy. Nierzadko jest tak, że kiedy wszyscy już szczęśliwie wylądujemy w aucie, to rozpoczynamy modlitwę od słów „przepraszamy Cię, Jezu, że diabeł zrobił nam zwarcie”… (Jak w tej piosence, nie wiem czy kojarzycie z dzieciństwa „Bądź z nami w kontakcie, Panie Boże, choć diabeł robi nam zwarcie” 😁 ). Przez „zwarcie” rozumiemy tutaj (że tak Ci wytłumaczę, co autor miał na myśli 😂) kłótnię, wybuch, czy jakiekolwiek inne niefajne zachowanie, gdzie nie daliśmy rady to keep our cool.

I tak sobie dumałam ostatnio, że w książce o.Janusza Pydy OP diabeł właśnie instruował adeptów kuszenia, żeby zadbali o to, żeby ludzie mieli nerwowe poranki. To znaczy: za późno wstawali, najlepiej nic nie jedli na śniadanie, ubrali się w byle co i wybiegali z językiem na brodzie do pracy, warcząc na wszystkich, którzy się napatoczyli po drodze.

I miałam taki łańcuszek myślowy o zbyt późnym wstawaniu, robieniu wszystkiego w pośpiechu i że ileż to razy było tak, że dzieci już wyszykowane, mąż już prawie za drzwiami, a ja stoję przed szafą i w popłochu szukam czegoś do ubrania, co nie tylko będzie niewygniecione, ale też będzie do siebie pasowało! Ha! I nagle – oświecenie – przecież ileż to by mi czasu zaoszczędziło, ileż nerwów bym sobie nie postrzępiła, gdybym miała taką garderobę kapsułową, o której pisze Karolina Bączkiewicz, którą poleca Erin z Cottonstem, i którą można sobie wyszukać ku inspiracji na Pintereście. Ach i och.

Co to jest garderoba kapsułowa?

Uprzedzam, że to nie jest blog modowy i w różnych bardziej profesjonalnych źródłach możesz spotkać się z inną definicją. I że to jest moja pierwsza garderoba kapsułowa ever, więc na pewno nie jest idealna. Ale co tam.

Powiem Ci czym ona jest dla mnie: jest to zestaw ciuchów, w którym – z grubsza rzecz ujmując – wszystko pasuje do wszystkiego. Kiedy więc stajesz przed szafą, gapisz się na nią (otwartą, rzecz jasna) i myślisz sobie po raz n-ty, że „nie mam się w co ubrać!” (a która z nas NIE BYŁA w tej sytuacji??), chociaż ciuchów w niej nie brakuje – to garderoba kapsułowa jest dla Ciebie. Albo jeśli rano potrzebujesz po prostu szybko się ubrać do pracy i nie masz jakiegoś genialnego pomysłu na kreację – to garderoba kapsułowa jest dla Ciebie. Masz po prostu zestaw ubrań, wybierasz z niego górę, wybierasz z niego dół i wiesz, że ten set działa, że czujesz się w nim dobrze i możesz z czystym sumieniem iść podbijać świat. A na dodatek, nie jesteś ostatnia pod drzwiami gotowa do wyjścia, co wzbudza podziw dzieci i męża („cooo?? Mama już gotowa???”). Co Ty na to?

Dlaczego zwlekałam z zestawieniem sobie garderoby kapsułowej?

Kurczę blade, powiem Ci, że pomysł mi się zawsze podobał, ale jakoś spisałam siebie na straty myśląc tak:

  1. „mnie się podobają TAK różne rzeczy, że NA PEWNO nic do siebie pasować nie będzie”,
  2. „z tego co widzę i czytam, to garderoba kaspułowa opiera się przede wszystkim na klasycznych kolorach (biele, czernie, beże itp.) i fasonach, a ja od klasyki wolę się po prostu wyróżniać”.

Ale wiesz co, był dla mnie taki moment eureki: stałam właśnie przed szafą i sobie dumałam. I w pewnym momencie patrzę na moje niebieskie jeansy i mnie olśniło: jeansy są moją klasyką. Uwielbiam je, czuję się w nich jak we własnej skórze… i to była ta furtka, którą sobie biodrem otworzyłam i ta myśl dodała mi tej wolności, którą potrzebowałam, żeby stworzyć garderobę kapsułową zgodną z moim gustem, ze mną samą. Bo to dla mnie osobiście znaczyło, że kolor jeansowy wskoczył do mojego zestawy kolorów „klasyczych”.

A to, że podobają mi się różne rzeczy (niekoniecznie do siebie pasujące)? Garderoba kapsułowa to baza. Jeśli masz czas lub inną inspirację, to po prostu bierzesz sobie coś spoza niej. Np. mam fuksjową koszulę, której nie dodałam do garderoby kapsułowej, ale po prostu wiem, że wygląda dobrze z czarnymi jeansami albo z zieloną spódnicą i jeśli będę miała ochotę ją założyć, to wiem z czym.

Dobra. Bo ja to lubię gadać. Mogę długo. Przejdźmy zatem do zdjęć i opowiem Wam ciut więcej nt. tego co wybrałam i z czym to zestawiłam.

Aha! Ważne! U mnie w pracy obowiązuje business casual, który, choćby nie wiem co, zostawia sporo do własnej interpretacji. Wykorzystuję więc te szare strefy na swoją korzyść (więcej luzu). Hłe, hłe, hłe.

Po pierwsze: sukienki. Łatwiej się nie da. Jeden artykuł odzieżowy, buty i lecisz, siostro. Te dwie – uwielbiam.

Zielona spódnica. To w mojej kapsułowej garderobie akcent kolorystyczny. Mam do niej dwie eleganckie białe bluzki i jedną czarną, którą zaliczam do uniwersalnych (czyli i do biura i na weekend). Zobaczcie na buty na pierwszym zdjęciu – jasne espadryle. Uwielbiam w nich to, że dają eleganckim setom takiego sympatycznego pstryczka w nos i „luzują” trochę styl. Nie cierpię sztywności w pracy i zadzierania nosa, więc mieszam biurowe ciuchy z casualowymi i tym samym pokazuję, że nie musimy być tacy „ą-ę”.

Jasnoniebieska spódnica ołówkowa w prążki. Czasem z paskiem, czasem nie. Pasują do niej zarówno: biała elegancja bluzka, musztardowa bluzka (żółty/musztardowy to mój drugi akcent kolorystyczny w garderobie kapsułowej), czarna bluzka uniwersalna, biała z perełkami i coś co lubię najbardziej: biały t-shirt z napisem. OMG. Przyznaję się, że mam słabość do białych t-shirtów z dobrym sloganem. I zobaczcie: dalej mamy biurowy styl, wyluzowany, ale dalej biurowy. A do tego, jeśli dobrać jakąś delikatną, elegancką bransoletkę, to mamy fajną równowagę między luzem a wykwintnością. No i kieszenie w spódnicy ❤.

Czarna spódnica koronkowa. Z mojej szafy najłatwiej było mi dobrać do niej białe i czarne bluzki, ale fajnie by też wyglądała jakaś w kolorze kremowym czy beżowym.

Spodnie! Moje ukochane jeansy!

U mnie w pracy można nosić jeansy ciemnoniebieskie lub czarne i wyobraźcie sobie, że te z perełkami znalazłam w Lidu! Boskie są! I powiem Wam, że tak naprawdę wszystkie te moje bluzki z garderoby kapsułowej by tutaj pasowały: i do granatowych jeansów, i do czarnych spodni. Zobaczcie na sety z granatową bluzką z kwiatami. Zakładam białe adidasy i zaczynam weekend, zakładam złote baleriny i idę do biura. Bomba. Za to ta biała bluzka ma takie fajne rozcięcie z boku, co sprawia, że jest po prostu niesztampowa.

Podsumujmy: 3 spódnice, 2 pary spodni, 7 bluzek, 2 sukienki, 3 pary butów. I ciuchowe pomysły na prawie miesiąc pracy biurowej. Ha!

Zachęcam do przejrzenia swojej szafy. Wybierzcie kilka dołów i dobierzcie do nich trochę bluzek. Sprawdźcie co z czym działa dla Was. Taka garderoba kapsułowa to naprawdę oszczędność czasu i nerwów (nie tylko Waszych 😅) przy porannym wychodzeniu z domu 😉.

Ściskam ciepło!

Kategorie
Recenzje

Boskie planowanie

Heeej! 😊

Jak się czujesz, co u Ciebie słychać? Korzystasz z dobrej pogody? Z możliwości uczestniczenia we Mszy Świętej bez limitów osób w kościele? 😊

Ja się cieszę jak dziecko, że mogę przejść z klatki schodowej do auta na parkingu bez maseczki 😂 i z tego, że w sobotę mogliśmy spotkać się ze znajomymi w parku i ich wyściskać – o mamo, jak ja tego potrzebowałam!

Dzisiaj opowiem Ci o pewnej książce, która potrafi TAK zmienić spojrzenie na codzienność, że normalnie szok! Książka ta, autorstwa o.Janusza Pydy OP, nosi tytuł „Dzień z życia diabła. Poradnik kuszenia” i jest niewielką książeczką o wielkiej mocy. Ja ją przeczytałam już chyba trzeci raz. Sam tytuł wskazuje, że opowiada ona o tym jak wygląda kuszenie człowieka przez diabła – od rana do nocy. A powiem Ci, że jego techniki są, niestety, często piekielnie skuteczne. Czytając ją, miałam wiele takich momentów, w których uderzałam się w pierś – kiedy po prostu widziałam, że mam tak samo. Że, kurka wodna, daję się skusić i zamiast odważnie, odpowiedzialnie, i asertywnie powiedzieć „NIE”, wybieram to co łatwiejsze, co przyjemniejsze, a niekoniecznie dobre.

4 rzeczy, które wyniosłam z tej książki:

1) Wieczór i sen to fundament. FUNDAMENT, powiadam!

“Uświadomiłem sobie, że strategicznymi punktami dnia, gdy idzie o kuszenie, są poranek i wieczór. Że jeśli przyłożę się i wprowadzę solidny bałagan w początek i koniec dnia mojego podopiecznego, wszystkie wydarzenia źle rozpoczętego dnie potoczą się w złym kierunku właściwie same”.

(tak mówi, gwoli ścisłości, diabeł – narrator w książce)

A wiadomo, że poranek będzie zepsuty kiedy będziemy jacy? Niewyspani!

Moi mili, przyznajcie się, ilu z Was jest tak zdyscyplinowanych, żeby codziennie kłaść się do łóżka o tej samej porze? I to takiej gwarantującej wyspanie się? (OK, będąc rodzicem małych dzieci ciężko o gwarancję wyspania 😅, ale you know what I mean). Ja przyznam się, że nie jestem. I chociaż baaardzo lubię spać, to zawsze mam tyyyyle rzeczy do zrobienia, że szkoda by było ich nie zrobić! A ta książka przekonuje mnie do tego, żeby jednak o ten swój sen zadbać (o matko, jak to brzmi banalnie)! Słuchajcie, jeśli popatrzeć na to z tej strony: odkładanie pójścia spać o właściwej dla Was porze to jest pokusa szatana. On chce Wam totalnie zepsuć potem cały poranek, a zepsuty poranek to autostrada do zepsutego całego dnia – noż, kurka wodna, chcecie mu na to pozwolić?? Podpowiem Wam: absolutnie nie! 😀 Ale zanim pójdziecie spać, jest jedna konieczna rzecz do zrobienia: zaplanujcie kolejny dzień. Sprawdźcie czy macie czyste/wyprasowane ciuchy na jutro (konia z rzędem temu, kto NIGDY nie frustrował się rano, że nie ma się w co ubrać), sprawdźcie pogodę (np. wyciągnijcie zawczasu parasolkę i połóżcie w przedpokoju) i zaplanujcie sobie CZAS PO PRACY. Ale o tym za chwilę.

2) Szatan bierze na celownik na pozór naprawdę pierdołkowate rzeczy.

Mówi się, że „diabeł tkwi w szczegółach” – myślę, że po przeczytaniu tej książki zupełnie inaczej będziecie patrzeć na tę frazę. To jest niesamowite, w jakich szczegółach on tkwi! W tym jak zareagujesz na zamarznięty zamek w drzwiach samochodowych, w tym ile czasu spędzisz na porannej kawie w biurze, w tym czy będzie Ci się chciało przygotować odpowiedni strój do pracy… Każda taka sytuacja to dla niego pole do działania – do kuszenia.

„Mało kto (…) potrafi dostrzec, że najważniejszą walką duchową, którą ma do stoczenia w najbliższym czasie, jest ta o sprawne ranne wstawanie, większą staranność w trosce o jedzenie czy utrzymywanie higieny osobistej. To wszystko wydaje się naszym klientom tak przyziemne, że w ogóle nie kojarzy im się z życiem duchowym. Mało kto rozumie, że życie duchowe zaczyna się na ziemi i w ciele”.

To jest to co, mówi św. Tomasz „łaska buduje na naturze”! Kolego, koleżanko, jeśli nie będziesz dbał lub dbała o swój mięsień samodyscypliny w takich aspektach jak sen, zdrowe i regularne posiłki, zdrowie fizyczne i psychiczne, o odpowiednią postawę w czasie modlitwy, to Pan Bóg nie będzie miał na czym zbudować!

3) Myślenie magiczne, czyli uważaj na to co mówisz!

OMG! To dla mnie odkrycie! Pewnie macie swoje „ulubione” powiedzenia, typu „złośliwość rzeczy martwych”, albo „nienawidzę poniedziałków”, albo coś co u mnie w domu się powtarzało „jaki poniedziałek, taki cały tydzień”. O, albo takie coś co sama sobie ukułam „całe życie pod górkę”. Następnym razem, jak któraś z tych fraz zaświta mi w głowie, będę się starała z całych sił powstrzymać się przed wypowiedzeniem jej i jak najszybciej wywalić, wymazać ją z myśli. Po pierwsze dlatego, że to jest zrzucanie odpowiedzialności na czynniki zewnętrzne, a nie na mój nieogar czy złą decyzję. A po drugie, bo język NAPRAWDĘ wpływa na nasze postrzeganie rzeczywistości, na nasze myślenie i postępowanie. Jeśli będę sobie powtarzała „całe życie pod górkę” to nie dość, że będę w to coraz mocniej wierzyła, to na dodatek, rzeczywiście będę patrzyła na wyzwania, na trudniejsze sytuacje w życiu jako na coś, czemu jestem z zewnątrz poddawana i jest dla mnie nieznośnym mozołem. Ja, biedna ofiara. Naprawdę będę mega miserable jeśli będę włączała takie zdania regularnie do mojej codzienności. Zamiast tego – wiem, że to nie zawsze będzie łatwe – lepiej popatrzeć bardziej optymistycznie na poniedziałek, czy na jakieś wyzwania życiowe. Ooo! A może warto sobie taką frazę zastąpić czymś, co nas nastroi pozytywnie – na przekór danej sytuacji? A może jakimś cytatem z Pisma Świętego, który napełni nas radością, otuchą, nadzieją?

4) Odpoczynek też należy planować!

Pierwszy raz uświadomiła mi to Pani Swojego Czasu – Odpoczynek. Należy. Planować. Japierdziu. No, dla mnie to jest groundbreaking. Ja mam taki brzydki zwyczaj, że moja to-do lista zawiera mnóstwo rzeczy do załatwienia, które staram się zrobić, a potem padam ze zmęczenia i jestem zła na cały świat, że JA NIE MAM KIEDY ODPOCZĄĆ! No, heloooł? Jak sobie nie zaplanowałam, to sobie nie odpoczęłam! Tak, tak, moi mili, nawet czytanie książki, oglądanie filmu, już nie mówiąc o sporcie – to koniecznie trzeba zaplanować. Mam na myśli – o tej i o tej godzinie czytam/oglądam/idę biegać. Ja widzę po sobie, że mam tendencję do zamęczania się – jakiś taki autosabotaż robię, o matko! 😅 No i co z tego, że zrobiłam o jedno zadanie więcej z mojej listy, skoro zrobiłam to kosztem odpoczynku. A takie pół godziny czytania to byłaby dla mnie absolutna przyjemność i zasłużone wytchnienie. Tak więc pracoholicy, perfekcyjne panie domu – od dzisiaj planujemy odpoczynek. Inaczej może to rodzić frustrację w stosunku do domowników, albo może spowodować późne pójście spać i zagwarantować zepsuty poranek i kolejny dzień – a o to naszemu wrogowi chodzi.

Wiecie, jak czytam książki, które nie są powieściami, tylko poradnikami albo czymś na kształt poradników (a ta książka taką jest) to staram się wynieść z nich jedną rzecz, którą chcę wprowadzić w życie. Żeby nie było, że książkę odłożę na półkę i o niej zapomnę. I już postanowiłam, że po przeczytaniu tej książki nadszedł dla mnie czas na zawalczenie o wcześniejsze kładzenie się spać. A że małe sukcesy pozytywnie nastrajają i napędzają do osiągania kolejnych, wydrukowałam sobie habit tracker – tabelkę do śledzenia nawyków (no powiedzcie, że angielski nie jest cudowny ❤ – dwa słowa kontra cała fraza po polsku). Będę na niej zaznaczała jak mi idzie realizacja mojego postanowienia, nie będę dołowała się jakimś pojedynczym niepowodzeniem, a w miarę jak będzie się moja tabelka zapełniała będę sobie wypracowywała NAWYK. NAWYK(!!!) chodzenia wcześniej spać. Jejku, jejku, zacieram ręce! Z tego wyniknie tylko dobro! 😊

Słuchajcie, może też chcecie popracować nad jakimś nawykiem? Poniżej zamieszczam linki do kilku darmowych habit trackerów do wydrukowania w domu, powieszenia na drzwiach czy tablicy korkowej i uzupełniania. Tylko nie chciejcie zmieniać wszystkiego na raz! Weźcie sobie 1-2 rzeczy, nad którymi chcecie popracować i po jakichś 3 tygodniach dodajcie kolejną.

Pierwszy (ja aktualnie z tego korzystam)

Drugi

Trzeci

No, to ja pracuję nad spaniem, a Ty co bierzesz na celownik? 😊 W jakim obszarze pokażesz diabłu figę?

Kategorie
Rozkminy

Mama – inna

Cześć! 😊

Chłopaki, też zostańcie. Myślę, że fajnie będzie jak to przeczytacie; to post nie tylko dla kobiet.

Drogi czytelniku, droga czytelniczko. Dawaj, siadaj obok, opowiem Ci trochę o Dniu Matki.

Już jutro pewnie większość z nas chwyci za telefony, żeby ze swoją mamą porozmawiać, złożyć życzenia. Część z Was pewnie pójdzie swoją mamę odwiedzić (moja jest teraz za granicą, więc dla mnie opcja telefoniczna). Być może część z Was wybierze się na cmentarz.

Część z nas – mam – pewnie dostanie jakieś upominki od swoich dzieci: od przedszkolaków laurki, podstawówkowicze może nawet kupią coś samodzielnie ze swojego kieszonkowego, a nastolatkowie to w sumie nie mam pojęcia co przygotowują (doświadczę tego za kilka lat). Myślę sobie, że Wy – chłopaki – jeśli jesteście ojcami i macie małe dzieci, to pewnie pomożecie swoim berbeciom złożyć życzenia swojej żonie a ich mamie. Może pomożecie z laurką. Może trzymając bobasa na rękach po prostu podejdziecie i wspólnie wyściskacie panią domu. 😊 Tak mi ciepło się na sercu robi jak sobie wyobrażam taką scenę.

Wiesz, czytelniku, czytelniczko, mnie jakoś nie sposób nie myśleć w tym dniu o jeszcze jednej grupie mam. O niedoszłych mamach. O tych, co mamami bardzo chcą zostać. I się starają. Miesiąc po miesiącu – bez skutku walczą z niepłodnością. Leczą się, czasem same, czasem z mężem. Czasem mają od niego wsparcie, czasem nie. Łykają kolejne tabletki, monitorują co miesiąc swoje cykle, słono płacąc i za leki, i za wizyty u ginekologa, endokrynologa czy innego specjalisty. Mozolnie obserwują swoje ciało, czy to temperaturę, czy to śluz, wyłapując z nadzieją oznaki dni płodnych. Gdy cykl się przedłuży choćby o kilka dni, drżącymi rękami robią test ciążowy, tylko po to, żeby zobaczyć znowu o jedną kreskę za mało. Są na różnych etapach tej drogi ku rodzicielstwu. Jedne pary dopiero co zaczynają, inne są „weteranami”. Jedni bardzo szybko dostają diagnozę, wiedzą co i jak leczyć, inni szukają powodu dlaczego ta upragniona ciąża się nie pojawia i do tej pory go nie znaleźli.

Chcą być rodzicami. Chcą świętować Dzień Matki i Dzień Ojca, tuląc w ramionach swoją pociechę, trzymającą uroczą, nabazgroloną laurkę.

Wiesz, jest nas całkiem sporo, osób z niepłodnością. Każda nasza historia jest inna, różne są nasze drogi, decyzje, emocje (tych cały wachlarz) – a pragnienie jedno: żeby był w ich życiu ktoś, kto będzie do nich mówił „mamusiu, tatusiu”.

Kobietko kochana. Posłuchaj: Twoje pragnienie bycia mamą jest dobre. Pochodzi od Boga. To On zasiał je w Tobie, w Twoim sercu. I wierzę głęboko, że On w ten czy inny sposób zrobi z Ciebie mamę. Mimo że może teraz czujesz wobec niego bunt i gniew, może myślisz, że jest On głuchy na Twoje prośby, że o Tobie zapomniał. A On jest tuż obok i daje Ci swoje ramię do wypłakania się. Głaszcze Cię po plecach i przytula. Jak najlepszy Tato. Codziennie rano czeka na rozmowę z Tobą, licząc, że przyjdziesz po prostu z nim pogadać, że wylejesz przed nim wszystkie swoje myśli i emocje. I po cichu liczy na to, że dasz Mu też dojść do słowa. Kobietko droga, jesteś Jego najpiękniejszą córką i On o Tobie nie zapomniał!

Mówił Syjon: „Pan mnie opuścił,

Pan o mnie zapomniał”.

Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu,

ta, która kocha syna swego łona?

A nawet, gdyby ona zapomniała,

Ja nie zapomnę o tobie.

Iz 49, 14-15

Nie wiem czemu jeszcze nie nadszedł Twój czas na bycie mamą. Ale jak sobie o Tobie myślę – o każdej z Was z osobna – to przychodzi mi do głowy jedno słowo: soon.

Tulę Cię mocno. Rozumiem Cię.

Może masz taką kobietę wśród swoich znajomych? Przytul ją dzisiaj, pomódl się za nią, wyślij ❤, albo innym sposobem okaż wsparcie.

Kategorie
Gift Guide'y

Gift guide na Dzień Dziecka 2020

Hej kochani Czytelnicy!

Bogu niech będą dzięki, że życie powolutku wraca do względnej normalności. Yassss! Wszyscy – albo większość z nas – zachowują jeszcze sporo ostrożności, ale już widać światełko w tunelu, prawda?

Ja osobiście, szczerze mówiąc, jestem teraz na etapie, że nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła wreszcie wyściskać moich znajomych! Znajomi, strzeżcie się! 😁

A Ty? Na co czekasz najbardziej?

Dzisiaj znowu zaprezentuję na blogu gift guide, ale tym razem przygotowany z myślą o Dniu Dziecka. Ten będzie o tyle szczególny (w sensie gift giude, nie Dzień Dziecka. Chociaż pod pewnymi względami on też 😜), że skoncentrowany na książkach. Książkach o tyle szczególnych, że religijnych.

Część z nich mam na półce (no dobra, dzieci mają 😉), pozostałe miałam w ręce, przeglądałam i z punktu widzenia treści, estetyki wydania i gustu rodzica – mogę polecić. Moim zdaniem to świetna sprawa, że Biblie dla najmłodszych i wszelaka literatura religijna dziecięca pomaga nam – rodzicom, chrzestnym – w przedstawieniu prawd wiary.

Słuchajcie, moje dzieci są aktualnie w wieku żłobkowym i przedszkolnym, nie jestem ekspertką od potomstwa w wieku podstawówkowym i starszym, natomiast starałam się wrzucić coś „na intuicję” do każdego przedziału wiekowego.

Enjoy!

11 książek religijnych na Dzień Dziecka

Dla żłobiaków (i młodszych dzieci też):

1) „Pierwsze słowa z Biblią”wydawnictwo WAM. Duża książka z tekturowymi kartkami, dobra dla malutkich rączek, które mają zero-jedynkową metodę trzymania (albo trzymają tak, że soki wyciskają, albo nie trzymają wcale). Przedstawia sceny biblijne, takie jak przejście przez Morze Czerwone czy narodziny Pana Jezusa. Mało tekstu, dużo obrazków, w tym okienka z obrazkami zwierząt i ich nazwą, do nauki słów. Super sprawa

2) „Biblia. Miniopowieści”Edycja Świętego Pawła. Piękna, mała książeczka z rozkładanymi obrazkami przedstawiająca kilka opowieści biblijnych. Występuje w dwóch wersjach: a) Noe, Daniel, Zacheusz oraz b) Zagubiona owieczka, Dawid, Jonasz (+ historie z Nowego Testamentu). Słuchajcie, te rozkładane ilustracje i ruszające się elementy mega mnie rozczulają 😊 Uważajcie tylko na żelazne rączki maluchów, no bo jak wyrwą… to trzeba kleić 😉

3) „Zajączek Feliks”Wydawnictwo Diecezjalne Sandomierz. Oprócz zajączka mamy też osiołka, owieczkę, pieska i inne zwierzaki, które albo biorą udział w wydarzeniach biblijnych albo prezentują jakąś chrześcijańską postawę w opowiadanej historii. Jak dla mnie są to idealne książeczki na mały upominek chrzcielny, oczywiście kiedy nie jest się chrzestnym, tylko jednym z gości 😂. A że na okładce jest „futerko” do pogłaskania to małe berbecie mają dodatkową frajdę.

Dla przedszkolaków:

4) „Biblijny detektyw”wydawnictwo WAM. Miałam w ręce kilka różnych książek w stylu „Gdzie jest Wally?”, ale ta mnie się spodobała najbardziej ze względu na grafikę. Książka na spostrzegawczość. Każda ilustracja opatrzona jest wstępem o przedstawionym wydarzeniu biblijnym. Przy okazji szukania różnych postaci i przedmiotów dziecko rozwija koncentrację, a rodzic wzbogaca swoją wiedzę historyczno-kulturową (np. jakich narzędzi używano do uprawy roli, jak wyrabiano cegłę w Egipcie i z czego pito piwo za czasów Noego).

5) „Biblia w obrazkach dla najmłodszych” – Wydawnictwo Opoka, do kupienia np. tu. Wielu z nas pamięta tę Biblię z dzieciństwa 😁 Ja nie 🤣 ALE! Jak czytam córce, to jestem pod wrażeniem. Przeróżne wydarzenia biblijne streszczone w kilkunastu zdaniach i – uwaga – pytania do tekstu. Rewelacja. Sprawdzamy czy dziecko uważnie słuchało 😉, ale ponieważ historie są bardzo przystępnie opowiedziane, pociechy nie mają problemu z koncentracją.

6) „Królewny z Biblii”Wydawnictwo Dreams. Pierwszy raz tę książkę zobaczyłam w księgarni w Łagiewnikach i zdobyła moje serce (oczywiście okładką 😁 jak i) tematyką! No boż kurrrde jak fajnie, że księżniczki i królewny są nie tylko disneyowe (chociaż te lubię bardzo), nie tylko w baśniach, ale że ktoś wpadł na pomysł przedstawienia historii kobiet w Biblii – rewelka. A że każda z nas jest córką Króla 🥰 to każda kobieta w Biblii jest przecież królewną. Czytamy aktualnie z Łucją i bardzo jej się podoba. Dodatkowy plus za przepiękną szatę graficzną!

Późne przedszkole/początek podstawówki:

7)„Biblia. Historie odważnych mężczyzn”Edycja Świętego Pawła. Było coś dla małych kobietek, teraz coś dla małych mężczyzn. Trzysta stron pięknych ilustracji i porywających historii o Bożych facetach godnych naśladowania. Prosty, przystępny język. W planach kupienie tej pozycji dla Hubreta jak trochę podrośnie 😉 Na oko, zarówno dla przedszkolaków jak i dla chłopaków z podstawówki.

8) „Z Jezusem przez Biblię”Wydawnictwo Aetos. O tej książce opowiem może trochę więcej, mimo że jeszcze jej nie mam 😂 Słuchajcie, okładkę tej książki widziałam tu i ówdzie na amerykańskich Instagramach i zastanawiałam się o co kaman, czy to jest jakiś fenomen? Co ciekawe, jest to chyba jedyna książka, którą zespół NieMaGoTu sprzedaje w swoim sklepie internetowym. Wzięłam ją ostatnio do ręki, zaczęłam przeglądać… i WOW. Wow, wow, wow. Po paru stronach trochę przestaję się dziwić, że jest hitem. Nie dość, że świetne ilustracje, to jeszcze język. JĘZYK słuchajcie! Jak ją czytam to wyobrażam sobie dziadka siedzącego w bujanym fotelu, który pięknym, radiowym głosem opowiada swoim wnukom jakąś arcyciekawą historię. Albo początek jakiegoś hitu kinowego dla dzieci, gdzie otwiera się księga i narrator zaczyna snuć opowieść, którą dzieci słuchają z wypiekami na twarzy. Nie-sa-mo-wi-te. Zresztą, na stronie wydawnictwa możecie przeczytać fragment; looknijcie na strony 14-18 albo i dalej. Boskie. No, boskie.

Podstawówkowicze:

9) „YouCat dla dzieci”Edycja Świętego Pawła. O mamo! Genialna sprawa! Pewnie niektórzy z Was kojarzą YouCat dla młodzieży, a tutaj jest wersja dla dzieci. Słuchajcie, to jest zbiór takich różnych pytań, które dziecko może autentycznie zadać (tak, Tobie, rodzicu!) i odpowiedzi do nich, w oparciu o Pismo Święte i Katechizm Kościoła Katolickiego. Re-we-la-cja. Jestem przekonana, że nie dość, że szata graficzna i w ogóle treść będzie mega ciekawa dla dzieci, to jeszcze pewnie nie raz pomoże rodzicom w znalezieniu odpowiedzi na dociekliwe, dziecięce pytania (np. „Skąd wiemy, ze Bóg jest?” albo „Czy każdy może wierzyć w to co chce?” – no, zastanówcie się co byście odpowiedzieli 😉). Świetna sprawa, bo można też kilka stron YouCat’a dziecięcego przejrzeć o tu.

10) „Biblia – KOMIKS. Boża Historia Odkupienia” Wydawnictwo M . Jak wzięłam do ręki, to powiem Wam, że na okładkę i GRUBOŚĆ tej pozycji (750 stron) patrzyłam sceptycznie, ale jak zajrzałam do środka…klasa. KLASA, powiadam! Komiks na najwyższym poziomie. Świetne ilustracje i dialogi. Jestem pewna, że dziecko chętnie będzie samo sięgało po taką wersję Biblii. No i komiksy chyba są dobre do szlifowania czytania, nieprawdaż?

11) „365 krótkich opowiadań dla ducha” – Bruno Ferrero – Wydawnictwo Salezjańskie. Na koniec coś osobistego, coś nie jest kolejną wersją Biblii, ale coś co TAK na mnie wpłynęło kiedy byłam mała… Nie wiem czy w dzisiejszych czasach (jak to zabrzmiało 😂) znane są historie Bruna Ferrero. Ja te książki poznałam dzięki mojej katechetce w podstawówce i zakochałam się w nich na zabój. Książki Bruna Ferrero to zbiory krótkich opowiadań, baśni, legend, które mówią o ludzkim sercu, o ludzkim zachowaniu, o poświeceniu, o mądrości, o miłości do bliźniego. Słuchajcie, te książki kształtowały moją wrażliwość. Pamiętam szczególne jedną z nich, pewnie była pierwszą jego autorstwa, którą kupiłam, „Historie piękne” . Pamiętam, że jak je czytałam, to wyłam ze wzruszenia. Łzy mi się lały strumieniami. Kilka miesięcy temu czytałam jedno takie opowiadanie mojej siostrzenicy…i nie wiedziałam czy dam radę dokończyć – dalej wyłam i dalej płakałam, bo bohater danej opowieści zachował się szlachetnie, bo zastanawiałam się czy ja zachowałabym się podobnie w takiej sytuacji i jaka ja jestem na co dzień. Na ile moje zachowanie przypomina zachowanie Jezusa… To, co tutaj Wam proponuję to zbiór tych opowiadań, na każdy dzień roku jedna historia, inspiracja, wzruszenie. Dla dzieci podstawówkowych i starszych. Poczytajcie im na dobranoc.

Och, zrobiło się tak…głęboko. Hm. Ale nie zawsze muszę kończyć lekko i z energią 😉

Może Wy macie jakieś dobre, religijne książki dla dzieci, które możecie polecić? Podzielcie się w komentarzach! Ściskam!

Kategorie
Gift Guide'y

Gift Guide na Dzień Matki 2020

Cześć!

Mój przemiły czytelniku i przemiła czytelniczko! Jak się masz? 😊 Odpocząłeś/odpoczęłaś w ten weekend? Ja tam zawsze mogłabym odpocząć ciut więcej 😁 a Ty?

No i może w czasie tego weekendowego odpoczynku i scrollowania w internetach (bo założę się, że to BYŁA jedna z form odpoczynku dla Ciebie 😁) zauważyłeś lub zauważyłaś reklamy prezentów na Dzień Matki. Tak, tak! To już niedługo! (Ba, ja już widzę reklamy na Dzień Dziecka 😂, ale to next time).

Ja od dwóch miesięcy zacierałam ręce, bo miałam w planie przygotowanie takiego gift guide’a na to mamine święto, co by Ciebie, Drogi Czytelniku i Droga Czytelniczko, zachęcić, zainspirować, doradzić co do kupna jakiegoś upominku na tę okazję. Również pobożnego. No i tak tworząc tę kompilację oscylowałam między „co ja bym kupiła mojej mamie”, a „co ja jako mama mogłabym chcieć dostać”, także szykuj się na mix – mam nadzieję, że znajdziesz coś dla mam w różnym wieku.

Oczywiście, nie zapomnij, że najważniejsza jest modlitwa za Twoją mamę – to jest zawsze prezent #1 we wszelkich plebiscytach. Modlitwa czy intencja na Mszy Świętej zawsze będą biły wszystko inne na głowę.

Tutaj może przestanę budować ten wstęp, bo jak każdy wstęp u mnie ma on potencjał do rozrośnięcia się do rozmiarów pokaźnego eseju i po prostu. Przejdę. Do konkretów. Lecimy!

10 pomysłów na prezent dla (nie tylko) wierzącej mamy

1) Biblia dla kobietnowość wydawnictwa Edycja Świętego Pawła – obecnie jest na nią szał w internetach. Pięknie oprawiona, opatrzona urodziwymi grafikami i zawierająca rozważania, modlitwy i dodatkowe teksty przeznaczone dla kobiet napisane przez takie osobistości jak  papież Jan Paweł II, papież Franciszek, s. Anna Maria Pudełko AP czy dr Maria Miduch.

2) Ulubione perfumy mamy. Tych to przedstawiać nikomu nie muszę, to IKONA, natomiast myślę, że w ogóle jakiś piękny zapach jest zawsze dobrym pomysłem na prezent. A jeśli nie wiecie jakie perfumy mamie kupić, tutaj znalazłam fajny artykuł o tym jak je dobrać, biorąc pod uwagę osobowość, zainteresowania, i grubość portfela. Wszystkie lubimy pięknie pachnieć 😊

3) Taca śniadaniowa. Przyznaję się, mój faworyt 😂 Marzy mi się śniadanie w łóżku, a Dzień Matki do dobry pretekst na taką celebrację. A z taką tacą okruchów nie będzie na prześcieradle, więc mąż nie powinien mieć pretensji za takie jakże szalone świętowanie. Ta akurat z tego sklepu, ale można poszukać różnych na ceneo.pl.

4) Książka „Maryja. Kobieta naszych czasów”. Myślę, że to jest przepiękne, że Dzień Matki jest w maju – miesiącu poświęconym Maryi – i że lektura o najlepszej z matek dla własnej mamy byłaby mega ujmującym prezentem. Poza tym, boska okładka. Książkę możecie kupić tu.

5) Kardigan w stylu boho. (Toż Ci dopiero konkretna propozycja na prezent!) Ja akurat momentalnie widzę moją mamę pomykającą w takim wdzianku – ażurowe, lekkie, rękawów nie trzeba podciągać (na pewno by to podkreśliła 😂) i ich długość taka, że zasłania możliwe „pelikany” na ramionach (to też by się jej spodobało 😂). Ja zazwyczaj podchodzę ostrożnie do kupowania ciuchów na prezent, ale jeśli wiecie, że traficie w gust swojej mamy, nie powstrzymujcie się. Ten sweterek akurat z Reserved.

6) Bransoletka – dziesiątka różańca z medalikiem. Oj, chodzi za mną. Pozłacana 24-karatowym złotem, nie dość, że będzie pięknie wygląda to jeszcze pięknie zachęca do modlitwy. Dzieło zdolnych dziewczyn z Bgood.

7) Wiersze „Potrzebne do szczęścia” ks.Twardowskiego – dla mam, które lubią poezję. Znowu, wyobrażam sobie moją mamę, siedzącą na ławce w ogrodzie, czytającą niespiesznie podobny tomik. Rzadki to był widok, bo zazwyczaj była (jest) „wiecznie zajęta”, ale tym bardziej taki upominek byłby dobrym pretekstem, żeby znaleźć czas w ciągu dnia, żeby oderwać się od obowiązków i zwyczajnie odpocząć. Można kupić np. tu.

8) Zestaw kubek+kawa na Dzień Matki – lub jakikolwiek zestaw ze sklepu spodlady.pl. Bardzo lubię ten sklep, zobaczcie zresztą sami jaki mają stylowy, retro-asortyment. Część artykułów można personalizować, więc to dodatkowy plus!

9) Roślinka w doniczce zamiast ciętych kwiatów. Nie dość, że przyjemny kompan, to jeszcze ładnie mieszkanie ozdabia. I to nie musi być koniecznie storczyk (z całym szacunkiem). Ja aktualnie zachwycam się okazami z Jungle Boogie, zobaczcie sobie sami.

10) Grafika na ścianę – np. fragment tekstu psalmu 139 w towarzystwie kwiatów będzie pięknie dekorował mieszkanie i przypominał o tym, że każdy z nas jest cudownym dziełem Boga. Zresztą Studio Błogo same piękne grafiki tworzy.

Tyle, moi Drodzy!

Piszcie w komentarzach swoje pomysły na prezenty i podsyłajcie linki do Waszych ciekawych znalezisk – chętnie się zainspiruję! 😊

PS. Po jeszcze więcej pomysłów zapraszam do mojego gift guide’a na Dzień Kobiet.

Kategorie
Rozkminy

12 pomysłów na randkę ze swoim dzieckiem w czasie koronawirusa

Heloł, heloł, helooooł!

Mój Drogi, Moja Droga jak ja Cię witam najserdeczniej w ten poniedziałkowy poranek! 💖

Nie wiem jak to się dzieje, że jest 22:15 (jak to piszę), a ja mam tyle energii!!! Oh, yeaaah!

Są dwa możliwe źródła tego stanu: 1) właśnie złożyłam zamówienie za stos książek dla dzieci (i jedną dla mnie) i cieszę się z wreszcie odhaczonego zadania, które wisiaaaaało niepomiernie długo na mojej liście lub 2) właśnie złożyłam zamówienie na stos książek dla dzieci (i jedną dla mnie) i zaspokoiłam mój książkoholizm. I zakupoholizm. O-oł. 🙈

W zasadzie to jest jeszcze kilka kolejnych możliwych źródeł: 3) wieczorna kawa, 4) wieczorne pół szklanki coli (której praktycznie nigdy nie piję, jak i innych gazowanych napojów. Nie liczę szampana).

Anyways!

Jakiś czas temu, jak już zaczęła się pandemia, izolacja, lockdown i upadek gospodarki nagrywałam Insta Stories o tym jak ja i Łucja jedziemy na samochodową randkę, bo za bardzo nie było gdzie wychodzić. Już wtedy pomyślałam, że kiedyś napiszę o naszej randkowej tradycji na blogu.

(Obiecuję, że będzie krótki) BACKGROUND: Parę lat temu czytałam książkę „Życie Pi” i tam zachwyciłam się tradycją, którą miała rodzina głównego bohatera, mianowicie mama rodziny zabierała każde swoje dziecko z osobna na regularne „randki”. Czy to do kina, czy do cukierni, czy w inne miejsca – był to czas tylko we dwójkę. „Życie Pi” to nie jest książka parentignowa, ale sami przyznacie, że pomysł jest inspirujący!

Poniekąd dodatkowo zachęciła mnie do tego pomysłu i dała mu głębszy wymiar Małgorzata Wałejko w swoim Mama Show na YT (gorąco zachęcam! BARDZO mądra seria). Nie mówi tam dosłownie o randkach, ale tym jak ważny jest czas spędzany 1:1 z dzieckiem.

Ale o co mi kaman? Mi kaman o to, żeby regularnie, np. raz w miesiącu wybierać się ze swoim dzieckiem na RANDKĘ. Wiecie, samo nazywanie tego randką nadaje takiemu wydarzeniu zupełnie inny wymiar. Bo nierzadko sprowadza się to do tego, że po prostu wybieramy się na spacer, albo na wycieczkę samochodową, albo po prostu idziemy do kina (w normalnym świecie), ale już jak mówię „Łucja, a co powiesz na randkę [tu i tu, wtedy i wtedy] – i ja widzę zupełnie inną radość w oczach dziecka, i wiem, że to jest jedna z tych rzeczy, które są świetną inwestycją w budowaniu więzi.

No, ale łatwo było wychodzić na randki, kiedy można się było wybrać do Kolejkowa, na „Basię” do kina, czy na kawę/sok i ciacho do lokalnej cukierni. W czasie pandemii trudniej, ale dalej można 😉

Oto 12 pomysłów na randkę ze swoim dzieckiem w czasie koronawirusa:

Uwaga: pomysły dla dzieci w wieku przedszkolnym, ale przynajmniej niektóre z nich można dostosować dla starszych dzieci.

W domu (poza punktem szóstym, najlepiej, żebyście mieli pokój dla siebie):

  1. Wieczorne pogaduchy przy cieście i herbacie.

Całkiem niespektakularny pomysł, ale ja DO TEJ PORY PAMIĘTAM jak moja mama siedziała ze mną przy stole, kiedy młodsza siostra już spała 😁 (czułam się wtedy mega wyjątkowo), przy herbacie i domowej szarlotce, i po prostu siedziałyśmy i gadałyśmy. Wspaniały czas.

2. Wspólne oglądanie filmu.

U nas, o dziwo, królują filmy dokumentalne o zwierzętach 😂. Natomiast, co byście nie wybrali, popcorn tutaj to konieczność. I kocyk. I coś do picia.

3. Wirtualne zwiedzanie muzeum.

Nadaje się też na randkę z tzw. drugą połówką 😉. Łucja była absolutnie zachwycona zwiedzaniem londyńskiego Natural History Museum.

4. Spektakl teatralny online.

Ja się nie załapałam, ale w kwietniu Teatr Małego Widza miał serię spektakli m.in. dla dzieci 1-5 lat. Świetna opcja na randkę w domu.

5. Turniej planszówkowy.

Moja córka uwielbia wygrywać. Aktualnie lubi wygrywać w: Moje Zguby , domino z dinozaurami i w nieśmiertelne grzybobranie. Własnoręcznie zróbcie medal i na koniec turnieju zróbcie dekorację zwycięzcy.

6. Wieczorne SPA w domu.

(To raczej dla mamy i córki, chociaż…?)

Załóżcie szlafroki, zawińcie włosy ręcznikiem, nałóżcie maseczki (lub odpowiedni dziecięcy krem na twarz dziecka), dajcie na oczy plastry ogórka (mówię Wam, będzie szał) i usiądźcie na parę chwil w pokoju przy relaksującej muzyce (nie będzie to długo, ale zawsze coś…). Zapalcie świeczki, zróbcie klimat. Poproście męża/żonę o zrobienie Wam masażu. Poróbcie sobie wspólne zdjęcia na pamiątkę.

Poza domem:

7. Wspólny spacer na łonie natury.

Koniecznie weźcie ze sobą jakieś smakołyki (my lubimy na takie eskapady zabierać popcorn) i cieszcie się swoją obecnością i rozmową w pięknych okolicznościach przyrody.

8. Wycieczka samochodowa za miasto.

Tylko we dwójkę, dziecko na siedzeniu pasażera z przodu. Weźcie ze sobą domowe smakołyki lub zajedźcie po drodze do jakiegoś „drajw sru” 😂. Po drodze możecie zagrać w ulubioną grę moich dzieci „kto pierwszy zobaczy [i tu wymyślacie co]”. Hubert (2 lata) zawsze jako pierwszy mówi „tam!”, ale chyba nie skumał do końca zasad gry.

9. Piknik na łące lub innych terenach zielonych.

Spakujcie na tę okazję np. ciasto, lemoniadę w butelce, krakersy, owoce, kanapki czy inne smakołyki (jeśli Wasze dziecko uwielbia warzywa to ja chylę czoła 🏆), weźcie karty do gry w piotrusia i książkę, i naprawdę więcej do szczęścia nie potrzeba. No, może odpowiedniej pogody 😉

10. Wycieczka do lasu.

Zabierzcie ze sobą pudełko albo słoik na zbieranie „skarbów”: kamyków, liści, patyczków. My aktualnie mamy 3 kolekcje kamyków w słoikach 😂 i są one NASZE WSPÓLNE (ja też się do nich dokładam).

11. Wspólne oglądanie pociągów.

Ale nie na Dworcu Głównym 😂 wybierzcie się na mniejszą stację kolejową i – jeśli macie w domu małego wielbiciela pociągów – po prostu usiądźcie sobie na ławce (koniecznie ze smakołykami – generalnie jedzenie wielu sytuacjom nadaje kolejny, głębszy wymiar 😂) i poobserwujcie nadjeżdżające pociągi. Osobowe, towarowe – ileż emocji!

12. Puszczanie latawców.

Pamiętajcie, żeby dziecko zapewnić, ze mama/tato naprawdę dobrze związali linkę, że serio latawiec się nie zerwie (i upewnijcie się, że naprawdę linka jest dobrze przywiązana).

No to, moi mili, słucham, jakie Wy macie pomysły na taką randkę z dzieckiem? Jestem bardzo ciekawa, chętnie poszerzę mój repertuar 😀

Ściskam serdecznie!

Kategorie
Rozkminy

13 pomysłów na randkę w czasie koronawirusa

Hej mój miły czytelniku i miła czytelniczko!

Jakże się cieszę, że tu jesteś! 😊

Dyżurne pytanie, ale jakie ważne i ciągle na czasie: jak się czujesz w czasie izolacji? Napisz w komentarzu!

Ja mam takie podejście, że za każdym razem kurczowo trzymam się kolejnej daty, która – być może – zwiastuje otwarcie żłobków i przedszkoli 😂 Powiem Ci, że jak pracuje się na etacie z domu i jednocześnie opiekuje dwójką dzieci – łatwo nie jest. Dlatego co poniedziałek sobie powtarzam „Byle do weekendu 😂 Panie Jezu, damy radę. Byle do weekendu”.

Anyways, ostatnio u nas w domu, w czasie #zostańwdomu jakimś takim aktywnym tematem jest sprawa randkowania.

Nie wiem jak Wy macie, w swoich związkach, ale u nas w małżeństwie jest tak, że to JA jestem (stety-niestety) tą osobą, która naciska na randki. JA ICH POTRZEBUJĘ do życia. Wczoraj to tłumaczyłam po raz n-ty mojemu mężowi 😂 : tak jak moje drzewko cytrynowe na balkonie potrzebuje wody, tak ja potrzebuję randek. I tak jak NIE POWIEM drzewku cytrynowemu: „ej, weź przestań, przecież podlewałam Cię wczoraj/tydzień/miesiąc temu”, tak samo u mnie – jak jest potrzeba, to jest potrzeba! To jest akurat mój język miłości („dobry czas”, ex aequo z „drobnymi przysługami”). W ten sposób ja czuję się kochana i zadbana.

No a jak randkować w czasie pandemii? A może w ogóle pandemia nas zwalnia z tego (dla niektórych) obowiązku, (dla innych) oczekiwania, (a dla części) przyjemności?

ABSOLUTNIE NIE.

Słuchajcie, być może jesteście w fazie związku, w której macie motylki w brzuchu, być może jesteście świeżo po ślubie, a może jesteście już rodzicami – uważam, że o wspólny czas, który NIE POLEGA na scrollowaniu obok siebie, ANI NAWET na czytaniu książek obok siebie (chociaż może niektórym to wystarcza) WARTO zawalczyć!

Panowie, mam kilka prostych propozycji dla Was, naprawdę niewymagających ogromnych przygotowań.

Panie, możecie podsunąć któryś z tych pomysłów swojemu chłopakowi/mężowi.

Propozycje są pisane z perspektywy mamy dwójki dzieci i żony od 9 lat – pewnie będzie to widać w tekście 😉

Matko, jak zwykle musi się wygadać (w sensie ja) zanim dojdzie do sedna. Idę, już idę!

13 pomysłów na nieskomplikowane randki w czasie pandemii

Wariant OUTDOORS – kiedy dzieci (jeszcze) nie ma lub jest dla nich zorganizowana opieka:

  1. Poobserwujcie razem gwiazdy.

Ubierzcie się ciepło, zróbcie herbatę (lub coś mocniejszego 😉) do termosu, spakujcie koc lub karimatę i jedźcie/przejdźcie się do lasu/za miasto, z dala od miejskiego światła i po prostu gapcie się w niebo. Jest się czym zachwycać.

2. Wybierzcie się na piknik.

A co zabrać na taki piknik? O mamo, don’t get me started! Uwielbiam takie wypady. Krótka lista na szybko i bez konieczności długiego przygotowywania w domu: SERY (np. camembert, lazur, cheddar i edamski), oliwki, hummus, grissini, salami, kabanosy i wino (lub sok)… popłynęłam? Kurka wodna, wystarczą nawet kanapki i ulubiona herbata do termosu!

3. Przejedźcie się rowerami w ulubione miejsce.

Może to być miejsce jednej z Waszych pierwszych randek; takie, które lubicie odwiedzać albo zupełnie dla Was nowe. W czasie jazdy możliwe, że za dużo nie pogadacie, więc zadbajcie o to, żeby spędzić jednak trochę czasu w miejscu docelowym na rozmowie.

4. Idźcie na spacer na łonie natury. Tylko we dwójkę.

Do lasu, do parku, na wały – gdziekolwiek. Bez nerwowego obserwowania czy dzieci się nie zgubiły lub co tym razem chcą zabrać do domu (nie wrócicie ze „skarbami” pod postacią sterty patyków i góry kamieni – jakkolwiek to jest urocze 😁). W otoczeniu natury odpoczywa umysł i serce. Tak to jakoś pięknie Pan Bóg wymyślił ❤

Wariant INDOORS – czyli w zaciszu domowym i/lub kiedy dzieci pójdą spać:

5. Zamówcie sobie sushi z dowozem i zróbcie kolację przy świecach.

Banalnie brzmi? Dobra przyznaję się, ja na to ostatnio choruję 😂 Podsunęłam ten pomysł mężowi i czekam co będzie dalej 😂

6. Ugotujcie coś razem z nieznanej dla Was kuchni.

Może jest jeszcze jakiś zakątek świata, którego nie „smakowaliście”, albo ledwo co liznęliście. Ja np. prawie w ogóle nie znam kuchni tajskiej, a nawet z mojej kochanej kuchni włoskiej nigdy nie jadłam karczocha 🤔 coś do nadrobienia!

7. Obejrzyjcie wspólne zdjęcia z czasów przed dziećmi

Warto. I dla wspomnień i dla romantyzmu, i dla śmiechu.

8. Usiądźcie razem przy herbacie (lub drinku) i zróbcie listę rzeczy, które zrobicie po zniesieniu izolacji.

Miejsca, które odwiedzicie, znajomych, których zaprosicie… Może też będzie to dobry czas na zaplanowanie wakacji w dwóch wersjach – „na bogato” 😂 czyli jeśli będzie można gdzieś dalej wyjechać i „też będzie dobrze” jeśli będzie można wyjechać tylko gdzieś blisko.

9. Zorganizujcie sobie wieczór SPA.

A co! Nastawcie relaksującą muzykę, załóżcie szlafroki (może dla niektórych to będzie wyciąganie nieużywanych prezentów ślubnych…po latach :D), zapalcie świece i zróbcie sobie nawzajem masaż. Polecam playlistę „Relaxing Massage” na Spotyfy’u.

10. Pójdźcie do muzeum. Na wirtualny spacer.

Tutaj macie listę takowych, które mają zwiedzanie online w ofercie. Super sprawa.

11. Obejrzyjcie zaległe filmy na Netflixie lub znajdźcie nowy serial do wspólnego oglądania.

Znajomi z pracy mówią, że „Dom z papieru” jest niezły. Widział ktoś? Polecacie?

12. Tańce na parkiecie salonowym.

Ludzie, naprawdę nie trzeba być dancing queen (or king 🕺), żeby trochę się w parze pobujać. A ileż endorfin! Wybierzcie wcześniej piosenki, mogą być aktualnie Wasze ulubione, niegdyś ulubione, albo takie, które leciały na Waszym weselu i idźcie w tany. Powygłupiajcie się. Naprawdę nikt nie będzie się gapił.

13. Odszukajcie swoje materiały/notatki z kursu przedmałżeńskiego i przeczytajcie je sobie wspólnie po latach.

To jest HIT 😁 Wspomniała kiedyś o tym moja koleżanka ze wspólnoty małżeńskiej i pomyślałam, że to świetny pomysł. Może macie takie notatki? W naszych pojawiały się odpowiedzi na pytania w stylu „co najbardziej w Tobie cenię? Czym mi imponujesz?”, pojawiały się też pytania o wizję wspólnego życia, o wspólne marzenia. Ile z tego zostało a ile się zmieniło? Świetna podróż do przeszłości i refleksja nad związkiem.

Tyle!

Dołóżcie swoje pomysły w komentarzach 😊 Jestem bardzo ciekawa i chętnie się zainspiruję!

Ściskam Was najserdeczniej!

Kategorie
Recenzje

Czego nie wiedzieliście o emocjach, a baliście się zapytać. Tak, Panowie, Wy też.

Hej, mój drogi i moja droga! 😊

Jak spędziłeś lub spędziłaś weekend? Cieszysz się, że od dzisiaj znowu lasy i parki otwarte? Ja bardzo!

Już przebieram nóżkami, żeby regularnie wychodzić na spacery w jakieś bardziej urodziwe okolice niż dookoła bloku i nie kisić się w domu.

A dzisiaj z okazji poniedziałku, specjalnie dla Ciebie nowy post na blogu.

Słuchajcie, jeśli oglądaliście moje InstaStory jakieś dwa tygodnie temu to może pamiętacie, że mówiłam tam o takim swoim…no PROBLEMIE to może za duże słowo (albo boję się tego tak wprost nazwać 😂 – nie wiem), że nie zawsze udaje mi się moje emocje trzymać na wodzy. O tym, że mam momenty kiedy emocje biorą górę – po prostu się we mnie gotuje (jak w kreskówkach, że czubek głowy odskakuje w górę, słychać gwizdek i leci para jak z czajnika lub lokomotywy 😂) i zanim się zorientuję mówię słowa, które miały tylko zostać w głowie, a one – cholery jedne – wyskoczyły bez pozwolenia.

Też tak macie??

…Nie?

Shoot. 😕

Anyways, wtedy właśnie zdecydowałam, że kolejną lekturą, która wepchnie się na początek kolejki do czytania będzie książka ks.Marka Dziewieckiego „Emocje. Krzyk do zrozumienia”. Leżała na półce kupiona jakiś czas temu i – jak widać – czekała na swój moment. I się doczekała!

Powiem Wam, że ja mam u siebie na półkach sporo poradników 😂 takich psychologicznych albo okołopsychologicznych. No i myślałam, że sięgam po taki właśnie poradnik. Że dowiem się jak panować nad emocjami, albo jak bezpiecznie dawać upust swoim frustracjom, żeby nikt wokół mnie nie obrywał z tego powodu. I tak sobie myślę, kurka wodna, chyba się przyzwyczaiłam do artykułów internetowych „10 sposobów na…” 😂 Bo słuchajcie, ta książka to – w moim mniemaniu – nie jest typowy poradnik.

Ta książka to TRAKTAT o emocjach.

Definicje, naukowe podejście, rozkładanie na czynniki pierwsze, dążenie do sedna, do powodów, analizowanie wręcz czasami filozoficzne (a dla mnie to synonim ogromnej, wykraczającej poza moje zdolności rozkminy 😂) różnych stanów i sytuacji wewnętrznych. O matko!

No i co ja się dziwię? Przecież książkę napisał doktor psychologii.

No i jak zaczęłam w nią brnąć to miałam takie tyyyci ukłucie zwątpienia „czy to jest na pewno to, czego szukam?”.

Ale, słuchajcie, to co tam znalazłam, zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Powiem Wam o trzech takich rzeczach.

Definicje oraz emocje kontra racjonalizm

Już na początku ks. Dziewiecki zadaje pytanie „do czego emocje są nam w ogóle potrzebne?”. I wskazuje, że przecież mało kto chlubi się z tego, że jest człowiekiem wrażliwym emocjonalnie. Raczej jest na odwrót, prędzej zdarza się, że ktoś wypina dumnie pierś, gdy uważa się za człowieka na wskroś racjonalnego. Sami chyba na co dzień widzimy, że emocje mają słaby PR, prawda? Natomiast co mówi o nich autor:

„Emocje są przekaźnikiem ważnych informacji o nas samych i o naszym życiowym położeniu.”

Czyli za każdym razem kiedy czegoś doświadczamy – a doświadczamy czegoś 24 godziny na dobę – to jakaś emocja nas o tym informuje. No i dojrzały człowiek potrafi tę informację odpowiednio przetworzyć i coś z nią dalej zrobić.

I, wiecie, to się może wydawać absolutnie oczywiste, a jednak jak się o tym czyta, jak to się słyszy od autorytetu to ma zupeeełnie inny wydźwięk (przynajmniej dla mnie) i wtedy czujesz, że to jest naprawdę serious business. Że na emocje nie można sobie ot tak machnąć sobie ręką, tylko one naprawdę są nam niezbędne. Jest emocja i ona nie jest tylko po to, żebyśmy się wyrażali, żebyśmy coś CZULI, żeby było nam miło lub niemiło, ale ona. coś. do nas. gada.

Co więcej!

Ks. Dziewiecki zauważa bardzo ciekawą rzecz, mianowicie emocji NIE DA się oszukać, natomiast myślenie DA SIĘ oszukać. Popatrzcie, mogą być przecież ludzie, którzy wyrządzają drugiemu człowiekowi krzywdę, jakąkolwiek (albo również sobie samemu! np. wszyscy, którzy wpadają w nałogi), a jednocześnie mogą sobie samemu wmawiać, że przecież oni są w porządku, że czego się ludzie czepiają, że oni są przecież pucuś glancuś. I mogą tak żyć całymi latami. I w ten sposób manipulują swoim myśleniem.

Jak to przystępnie autor napisał:

„Bóg przewidział, że jeśli dałby nam wyłącznie zdolność myślenia, to w sytuacjach kryzysowych, w których prawda o sobie samym niepokoi danego człowieka, używalibyśmy umysłu jedynie po to, by uciekać od prawdy o sobie i by nałogowo samych siebie oszukiwać. Bóg zna nas na wylot i dlatego dał nam emocje, które pełnią w nas i w naszym życiu jakże potrzebną i czasem ratującą nas przed klęską rolę drugiego obiegu informacji.”

I fragment, przy którym dałam trzy wykrzykniki:

„Emocje nie dość, że mówią mi prawdę (także wtedy, gdy w myśleniu od niej uciekam), to jeszcze mobilizują mnie, bym z tej prawdy zrobić roztropny użytek”.

To jest hit. Skoro ta emocja do mnie gada, to ja nie powinnam jej ignorować, szczególnie jeśli to jest TRUDNA/bolesna emocja. Tylko najlepiej zatrzymać się, nadstawić wewnętrznego ucha i zidentyfikować co też ona tam chce mi przekazać.

Perełki

W książce mam sporo fragmentów, które podkreślałam, zakreślałam, łączyłam klamrą lub stawiałam przy nich wykrzykniki. Oto kilka z nich.

„Gdy ktoś nas niesłusznie atakuje, to człowiek dojrzały emocjonalnie reaguje wtedy spokojem i nie traci pogody ducha”.

Aha, mhm, tia, już to widzę u siebie. Tzn. ja sobie siebie taką potrafię wyobrazić 😁 , ale kiedy próbuję przypomnieć sobie jakiś moment, kiedy na niesłuszny bądź też słuszny atak zachowałam spokój i pogodę ducha… Kurczę blade. Niedobrze, niedobrze.

Kolejna perełka, która mnie zatkała:

„Mogę zmieniać siebie na tyle, na ile siebie pokocham. To miłość, a nie złość nas przemienia”.

No i weź dyskutuj się z tym.

Ks. Dziewiecki też nieraz przywołuje takie stwierdzenie, że żeby wyleczyć bolesną przeszłość, w pierwszej kolejności trzeba zadbać o radosną teraźniejszość.

Co to jest ta radosna teraźniejszość? – tak sobie myślę.

Czytam dalej i zaczynam tak to sobie układać w głowie: radosna teraźniejszość to nie jest stawianie na częste , chwilowe przyjemności, ale jest to życie poukładane w różnych sferach. No i tak w pierwszej kolejności to powinno być poukładana sfera relacji z Panem Bogiem, potem poukładana sfera relacji z najbliższymi, potem poukładana kwestia pracy itd. itd. I jak o te ważne dla nas aspekty życiowe będziemy dbać, będziemy je pielęgnować, to osiągniemy tę prawdziwą radość, nie chwilową, tylko taką radość na poważnie 😊 I to dopiero jest punkt wyjścia do zajęcia się bolesną przeszłością.

Przyczyny, przyczyny, przyczyny

Ostatnia i chyba dla mnie najważniejsza rzecz. Tak, zdecydowanie grand finale, gwóźdź programu i crème de la crème. To jest dla mnie absolutnie niesamowite, że tak często autor wraca do tej (jak się okazuje) prawdy, że jeśli doświadczamy bolesnych emocji, to trzeba znaleźć co za tym stoi. Trzeba znaleźć jej przyczynę.

Japierdziu. Wiecie, to jest dla mnie mind-blowing. To jest dla mnie zupełnie nowe spojrzenie na moją emocjonalność. Być może większość z Was robi właśnie facepalm i myśli sobie „Benia…no weź…serio?”, ale wiecie co? Ja przez całą moją świadomą dorosłość, kiedy doświadczałam bolesnych emocji to zadawałam sobie (i innym) pytanie JAK ja mam te emocje bezpiecznie z siebie uwalniać? Rzucać talerzami? Walić pięścią w ścianę? Tupać nogami? A może coś innego: „jestem oazą spokoju” i słuchanie muzyki relaksacyjnej zaraz po sprzeczce z mężem? Kurka wodna! A tutaj mi ksiądz mówi, że kobito, weź się w pierwszej kolejności zastanów co one do Ciebie mówią, te emocje Twoje. Co jest przyczyną tego, że one w ogóle się pojawiły? Dlaczego Cię denerwuje to, co Cię denerwuje? Skąd się bierze to uczucie irytacji? Frustracji?

Ja nie mogę! Wiecie, ja mam kilka zalążków odpowiedzi na te pytania, ale dla mnie to jest w dużej mierze niezbadany ląd! Ja się, moi Drodzy, pakuję i ruszam w podróż poznania siebie.

„Człowiek dojrzały emocjonalnie nie tylko wie, co przeżywa, ale też rozumie, że te bolesne przeżycia nie biorą się znikąd. (…) One są jedynie sygnałem problemu. Dobrze, że taki sygnał się pojawia, bo wtedy możemy lepiej zrozumieć naszą obecną sytuację życiową”.

Zdumiewające!

A Wy jakie macie zdanie o emocjach? Czy z natury jesteście „oazami spokoju”? 🌴