
Drodzy Moi!!!!!!
Witajcie w Nowym Roku! 🥳🥳🥳
Jak się macie? Cali i zdrowi?
Normalnie, nie wiem jak Wy, ale ja się autentycznie czuję jak niedźwiedź wybudzający się ze snu zimowego 😜 🐻 Oj, ciężko wrócić do regularnego rytmu i porannego wstawania…ale to pewnie większości z nas 😉
Wiecie co! Ruszamy w ten na pewno wspaniały Nowy Rok z recenzją!
Powiem Wam tak: nie wiem co było/jest dla mnie cięższe: przestawienie się na znowu poranne wstawanie czy przeczytanie tej książki do końca 😂 ale, ale! Przeczytałam i są owoce!
Zacznijmy od początku.
Jak tylko zobaczyłam reklamę „Teologii dla początkujących” Franka J. Sheeda na profilu wydawnictwa W Drodze wiedziałam, że bardzobardzobardzo chcę tę książkę przeczytać.
Myślałam sobie „Ojacie! Teologia dla początkujących!” to coś w sam raz dla mnie!
Bo, mimo mojego „wykształcenia” oazowego i duszpastersko-studenckiego, uznaję z pokorą, że jakimś ogromniastym specem od teologii nie jestem – no halo – i że ja chętnie, bardzo chętnie się dokształcę.
Otwieram i czytam początek, no i myślę sobie: rewelacja! o.Janusz Pyda OP w swoim wstępie tak fantastycznie pisał o poznaniu Pana Boga rozumem. ROZUMEM! 🧐 Czaicie? Wooow, no, to przecież coś pięknego, też tak chcę! Ja też chcę poznać lepiej Pana Boga rozumem.
No to lecę rozentuzjazmowana dalej… i już w drugim rozdziale zrozumiałam.
Zrozumiałam, że to totalnie nie moja liga. NIE. MOJA. LIGA.
Ugh! Już Wam mówię co i jak.
Książka Franka J. Sheeda „Teologia dla początkujących” przedstawia podstawowe dogmaty wiary katolickiej. Tłumaczy je w taki sposób, żeby osoby wierzące rozumiały w co wierzą, a niewierzące rozumiały co odrzucają. Bardzo podoba mi się ten cel i w ogóle ta postawa/idea/umiejętność, skądinąd mogłoby się wydawać OCZYWISTA, żeby umieć wytłumaczyć dogmaty, w które wierzę.
Sheed przeprowadza nas przez pojęcia i rzeczywistości związane z naszą wiarą i odpowiada na pytania: czym jest duch? Czym jest dusza? Kim jest Trójca Święta?
(W moim odczuciu nie-sa-mo-wi-cie mocny akcent kładzie Sheed właśnie na dogmat o Trójcy Świętej. To jego konik).
Inne pytania, na które znajdziemy w książce odpowiedzi to: po co Bóg stworzył świat? Dlaczego potrzebne było odkupienie? Co to jest łaska uświęcająca? Jak zmieni się nasza relacja z Bogiem w niebie? Czym są sakramenty?
Patrząc na to wszystko z lotu ptaka, to są podstawy, ABSOLUTNE podstawy, które trzeba opanować, żeby po prostu być bardziej świadomym katolikiem. Bo zgadzam się z autorem, że nie możemy prawdziwie kochać kogoś kogo słabo znamy. Prawda?
No i dobra, no to próbuję poznać i zrozumieć.
I są momenty kiedy naprawdę wątpię w siebie.
Bo mimo że książka Sheeda ma rewelacyjny cel i świetną strukturę: wychodzimy od ducha, żeby lepiej zrozumieć kim jest Bóg, potem przechodzimy przez Trójcę Świętą. Dalej mamy człowieka – czyli świat materii, można by rzec. Potem grzech, odkupienie, Kościół, sakramenty, rzeczy przyszłe. Czyli struktura jak ta lala, wszystko ma ręce i nogi, jest logiczne i naprawdę drobiazgowo wytłumaczone… to poległam na języku.
Ugh! Niektóre zdania czytałam po trzy razy i NIE BYŁAM przekonana, żeby iść dalej 😅 Dużo podkreślałam, dawałam wykrzykniki przy ważnych fragmentach, a potem trafiały się takie gagatki, że musiałam dać odpocząć mojemu przegrzanemu mózgowi 😅 Podam przykład:
„Bóg jednak jest duchem, a duch nie zajmuje miejsca w przestrzeni. Tylko ciało potrzebuje przestrzeni. A jednak mówimy, że Bóg jest wszędzie. Jak może być wszędzie, jeśli w ogóle nie znajduje się w przestrzeni? Przyjrzyjmy się temu uważniej. Wszędzie to znaczy tam, gdzie jest wszystko. Zdanie, że Bóg jest wszędzie, znaczy, że Bóg jest we wszystkim. Byt duchowy jednak nie znajduje się w bycie materialnym tak jak woda w szklance. Musimy więc poszukać innego znaczenia słowa „w”.”
Innego znaczenia słowa „w”? Serio??? 🤯🤯🤯
Albo:
„I znowu wewnątrz natury boskiej Duch Święty jest Miłością., wyrazem miłości Ojca i Syna. Uświęcenie i łaska są darami, a dary są dziełem miłości: są przypisane Duchowi Świętemu. Łaska jest stworzonym darem miłości; Duch Święty jest niestworzonym darem miłości”.
Again, moja reakcja jest taka: 🤯🤯🤯
O mamo, czemu nie mogę tego skumać?
Co więcej, przyznaję się bez bicia, że jak kończyłam jakiś rozdział, to nieraz miałam taką myśl, że przeczytałam cały, zrozumiałam połowę, ale jeśli miałabym Ci coś, dobry człowieku, wytłumaczyć, to no chance. Nie umiem.
Zastanawiałam się nie raz, nie dwa, nie trzy, co jest z moim mózgiem nie tak.
A Z DRUGIEJ STRONY…tak sobie kminię.
Taka św. Bernadetta…założę się, że nie potrafiłaby wytłumaczyć dogmatu o Trójcy Świętej – tak jak Sheed by sobie tego życzył.
Inni święci. Św. Faustyna? Nie wiem, strzelam: Św. Dominik Savio? Święci Zelia i Ludwik Martin? Św. Kazimierz?
Jeśli moje przypuszczenia są słuszne i nie wszyscy święci potrafili wyłożyć dogmaty wiary, ale żyli według Ewangelii i kochali Boga z całych sił…to może nie jest to absolutnie koniecznie, żebym JA musiała?
A z TRZECIEJ strony…tak sobie myślę (po konsultacjach z mężem, który też czytał Sheeda, i który potwierdza tę trzecią stronę 😉), że pewnie nie wszyscy święci mieli dostęp do takiej teologii. A skoro JA mam…to nieskorzystanie ze źródeł byłoby świadomym wybraniem ignorancji. Bez sensu. Bez sensu, nie chcę tak.
Tak więc Frank J. Sheed ma rację i słuszność, że żeby kochać trzeba poznać. I widzę, że w moim przypadku potrzebna jest nie „Teologia dla początkujących”, ale jakaś „Teologia dla dummies”.
(Btw, słyszał ktoś, coś?)
Drodzy Czytelnicy, którym zależy na tym, żeby poznać Pana Boga rozumem i umieć wytłumaczyć sobie i innym w co wierzymy. Być może należycie do przepastnego grona odbiorców, którzy tę książkę łykną. Chapeau bas dla Was! Warto po nią sięgnąć, bo pięknie wykłada i tłumaczy naszą wiarę. Jeśli natomiast przeczuwacie, że może stanowić ona dla Was twardy orzech do zgryzienia albo obowiązkowe zajęcia z filozofii na studiach były dla Was zmorą 🙊, to podzielę się z Wami kilkoma myślami:
- Nie czytajcie tej książki do poduszki. Jest wysoce prawdopodobne, że zaśniecie po pierwszym przeczytanym zdaniu.
- Nie czytajcie tej książki w fotelu-killerze, po całym dniu pracy, umęczeni po kładzeniu dzieci spać. Jest wysoce prawdopodobne, że zaśniecie po pierwszym przeczytanym zdaniu.
- Mnie się dobrze czytało tę książkę…w tramwaju. Jasno, „nieśpiąco”, przede mną ekscytujący dzień w pracy…to był dobry moment dla mnie na taką lekturę.
- Dobrze mnie się też czytało ją…na głos. Serio, rozumiałam o wiele więcej.
- Lepiej mi się czytało od ósmego rozdziału, który jest o naturze człowieka – tak więc jak już ktoś z Was przebrnie przez Trójcę Świętą, to z mojej bardzo subiektywnej perspektywy, potem będzie ciut lepiej. A jak dojdziecie do Kościoła, to będzie jeszcze lżej. Tak więc uzbrójcie się w optymizm i cierpliwość 😊!
Jaki jest owoc mojego czytania „Teologii dla początkujących” Franka J. Sheeda?
Czuję, że autor zaszczepił we mnie taką chęć i determinację, żeby zrozumieć lepiej dogmaty mojej wiary. Bardzo, bardzo chciałabym je umieć wytłumaczyć. Nie zasłaniać się zdaniem „to jest tajemnica wiary i zrozumiem to po śmierci”. To jest prawda, ale już tutaj na ziemi mogę (powinnam!) wiedzieć więcej. Cieszę się, że tę książkę mam, bo na pewno do niej wrócę. A na ten moment – w sumie, na ten ROK – mam cel poszukać i przeczytać coś, co będzie napisane dla …dummies 🙃
A może czytaliście coś o podobnej tematyce? Podzielcie się tytułami w komentarzach! 😉